tag:blogger.com,1999:blog-22718537553316695562024-02-23T04:47:38.928+01:00Miłość jest jak ogień, ale nigdy nie wiesz, czy ogrzeje ci dom, czy spali dach nad głową. Dedykowany TheNeverland. Ty wiesz, że Cię kocham. Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.comBlogger16125tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-79647529369752495222014-02-19T15:39:00.001+01:002014-02-19T15:39:30.562+01:00Epilog. <i>pięć lat później</i><br/>
<br/>
Czerwiec w Monachium był wyjątkowo upalny, miasto było przepełnione turystami. Amanda w czarnych szpilkach kroczyła odrobinę niepewnie, ten typ obuwia nie był jej szczególnie bliski, jednak sytuacja tego wymagała. Przeciskała się między tłumami, skręcając w mniej przeludnione boczne uliczki, aż w końcu doszła do apartamentowca, w którym obecnie zamieszkiwał Wellinger. Wstukała kod i weszła do klatki, po czym powoli wspięła się na pierwsze piętro. Podniosła rękę, by zapukać, ale trafiła w nicość. <br/>
- Dobrze, że jesteś, bo ja muszę wyjść na moment. - Ness cmoknęła ją w przelocie w policzek i zbiegła na dół. <br/>
Amanda uśmiechnęła się do siebie, ciągle nie mogła się nadziwić, że w jednej osobie może tkwić tyle pozytywnej energii, która w dodatku udzielała się wszystkim wokół. Szczera, uśmiechnięta i co najważniejsze szaleńczo zakochana, Andreas nie mógł lepiej trafić. <br/>
Vanessa pojawiła się w jego życiu, a tym samym w życiu Amandy, tuż po Igrzyskach w Soczi. Złoty medal niemieckiej drużyny odbił się echem w mediach i stacje telewizyjne prześcigały się w zapraszaniu skoczków do swoich programów w przerwach między konkursami. Vanessa robiła zaś wtedy zawrotną karierę jako nowa gwiazda niemieckiego modelingu. Zaczęło się niewinnie, od jednego drinka, a końca raczej nie było widać. <br/>
Ness nigdy nie wnikała w relacje Andreasa i Amandy, traktowała ich przyjaźń jako coś zupełnie normalnego i dość szybko wkupiła się w łaski panny Schultz, stając się jej przyjaciółką. Nie wiedziała zbyt wiele o przeszłości dziewczyny, mimo że sama ochoczo się jej zwierzała, jednak nie stanowiło to dla niej żadnej przeszkody. Pokochała rudą całym sercem i była gotowa skoczyć za nią w ogień. <br/>
Ale w życiu Amandy ognia już nie było. <br/>
Były już tylko iskierki, iskierki szczęścia. Jej wychowankowie. <br/>
Po studiach rzuciła pracę w przedszkolu, na rzecz pełnego etatu w domu dziecka. W zasadzie spędzała tam każdą chwilę, z wyjątkiem tych, które poświęcała Ness i Andiemu. Nie żałowała swoje decyzji, zrozumiała, że to jest właśnie ten rodzaj miłości, który wypełni jej życie i nada mu sens. <br/>
Zajrzała teraz do niedawno wyremontowanego pokoju po lewej stronie i ujrzała bruneta pochylonego nad dziecięcym łóżeczkiem. <br/>
- I wiesz, młody, ja cię wszystkiego nauczę. Będę najlepszym wujkiem na świecie, Wank i Severin mogą się schować. Tak, tylko ja i twój ojciec wyglądamy tak jak faceci powinni wyglądać. No a ty masz super mamuśkę, wiesz? Szkoda, że twój tatusiek mnie ubiegł... - urwał, gdy usłyszał cichy śmiech za plecami. <br/>
Odwrócił się i ujrzał niewysoką dziewczynę w ładnej, niebieskiej sukience, podkreślającej zgrabne nogi. Przeniósł wzrok wyżej, na sympatyczną twarz otoczoną płomiennie rudymi włosami. Uśmiechnął się, by uwydatnić swoje dołeczki, a ona odwzajemniła się tym samym. <br/>
- Jestem Amanda i z góry ostrzegam, że mam więcej dzieci niż lat, więc nawet się nie wysilaj, Richardzie. - przeszła obok niego i wzięła Andreasa Juniora na ręce. <br/>
- Dobrze mu powiedziałaś, Amuś. - zaśmiał się dumny tata, który właśnie wszedł do mieszkania. - Mogłem wziąć Severina na chrzestnego. <br/>
Freitag prychnął i wyszedł z pokoju, zostawiając ich samych. Wellinger podszedł do dziewczyny i spojrzał na swojego synka z dumą, jednocześnie zwracając się do Amandy. <br/>
- Już przyjechał. - jedyną jej reakcją było kiwnięcie głową, więc kontynuował. - Nie musisz z nim rozmawiać, posadzimy go jak najdalej od ciebie... <br/>
- W porządku, nie przejmuj się. Jestem już dużą dziewczynką. - zaśmiała się lekko. <br/>
Uśmiechnął się, zabierając jej dziecko i delikatnie popychając ją w stronę wyjścia. Nie mógł się nadziwić jak bardzo się zmieniła odkąd ją poznał. Była z pozoru o wiele bardziej otwarta, pewna siebie i częściej się uśmiechała, choć on doskonale wiedział, że w środku nosiła koszmarne wspomnienia. Jednak patrząc na nią, nikt by się tego nie domyślił. <br/>
<br/>
Chrzciny Andreasa Juniora nie były szczególnie huczne, ale gości nie brakowało. Amanda siedziała pomiędzy Schusterem a Julią, żoną Wanka, którą poznała jakiś czas wcześniej. Rozmawiały ze sobą zupełnie swobodnie, przynajmniej dopóki Wank nagle im nie przerwał. <br/>
- Słuchajcie, bo ja wam muszę powiedzieć. - wszyscy posłusznie umilkli, a on kontynuował. - Wiecie, młody tak mnie zainspirował, że się wziąłem i postarałem. W każdym razie my z Julcią będziemy mieć córeczkę, więc... no wiecie, nie? <br/>
Ostatnie jego słowa utonęły w morzu gratulacji. Amanda poklepała przyszłą mamę po plecach i korzystając z zamieszania, wymknęła się na balkon. <br/>
<br/>
Nie wiedziała ile czasu wpatrywała się w powoli zachodzące słońce i budzące się nocne Monachium. Za to doskonale była świadoma momentu, w którym stanął obok niej. Pięć lat pozostawiło na nim wyraźne ślady. Obserwowała go wcześniej i teraz próbowała odtworzyć swoje obserwacje. <br/>
Zmężniał. <br/>
Jego głos był mocniejszy i bardziej zdecydowany. <br/>
Jego śmiech brzmiał inaczej, bardziej gorzko. <br/>
Jego oczy nie iskrzyły się jak kiedyś. Były zmatowiałą kopią tęczówek, w których wiele razy płonęła. <br/>
- Powinnam powiedzieć, że mi przykro ze względu na twoją mamę, ale nie potrafię. - dreszcz wstrząsnął jego ciałem, gdy się odezwała. <br/>
- Cóż, jakoś sobie radzę. - stwierdził sucho, wzruszając ramionami. Była to półprawda, ale nie lubił rozmawiać o śmierci swojej matki. Nie chciał rozgrzebywać swoich uczuć, szczególnie w obecności Amandy. <br/>
- To tak jak ja. - uśmiechnęła się słabo i znów zapadła między nimi cisza pełna niedopowiedzeń. <br/>
Wydawało się, że będzie trwała w nieskończoność, jednak nagle równocześnie, idealnie zsynchronizowani jak dawniej wyrzucili z siebie pojedyncze słowa. Jej "dziękuję" zlało się z jego "przepraszam". <br/>
Oczy Karla znów zapłonęły, a jej lodowe tęczówki zaczęły topnieć pod wpływem jego spojrzenia. <br/>
Jeden, krótki moment, w którym znów byli dla siebie najważniejsi na świecie. <br/>
A potem ona odwróciła wzrok, gasząc pożar w zarodku. <br/>
<br/>
<br/>
*** <br/>
<br/>
I cóż, koniec. <br/>
Nie powiem, bez tego opowiadania będzie inaczej, bo przecież było dość długo. <br/>
A teraz czas na moje "dziękuję" i "przepraszam". <br/>
To najpierw przeproszę za wszystkie błędy i moje nieustanne narzekania. Pewnie mogło być lepiej, ale nie było tak źle. <br/>
Dziękuję Wam za Waszą obecność. Dziękuję za każdy, najkrótszy komentarz. Same wiecie najlepiej jak komentarze dodają siły na dalsze pisanie. Choć przyznam, że nie przywykłam do tak wielu pozytywnych, choć niewątpliwie hiperbolizowanych opinii. <br/>
I dziękuję Tobie, Sylwia, bo bez Ciebie by nie wyszło. Ty wierzyłaś w to opowiadanie nawet wtedy, gdy nie istniało, a później wspierałaś mnie w pisaniu tak bardzo, że prawie uwierzyłam, że potrafię. Ta historia od początku do końca była dla Ciebie i mam nadzieję, że choć trochę Ci przypadła do gustu. <br/>
Pozostaje już tylko kwestia tego, co dalej. Mówiłam o czymś nowym i będzie kiedyś, nie wiem kiedy: <br/>
http://zaczelo-sie-od-szafy.blogspot.com/ . <br/>
P.S.: podobała się niespodzianka, Julciu? <br/>Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-81939060812871611402014-02-11T17:41:00.001+01:002014-02-11T17:41:38.222+01:00Dwunastka. Nogi same poniosły ich do opustoszałego parku. Amanda ręką zgarnęła śnieg z ławki i usiadła, podciągając kolana pod brodę. Andreas poszedł w jej ślady, ignorując nieprzychylne spojrzenie starszej pani, spacerującej z pieskiem. <br/>
Obserwował za to swoją towarzyszkę, która pogrążyła się w świecie własnych myśli. Nie wiedział jak to jest, kiedy świat wali się człowiekowi na głowę, jak to jest doznać zawodu ze strony najbliższej osoby. To nie był jego świat, to nie było jego życie. <br/>
Czuł jednak, że ona go potrzebuje. Potrzebuje kogoś, kogo zna i kto nie jest Karlem. Był idealnym kandydatem i zamierzał być obok mimo swojej bezsilności. <br/>
Z reguły nie lubił ciszy, ale ta panująca teraz między nimi była mu bardzo na rękę. Był gotowy jej wysłuchać, gdyby tego potrzebowała, ale nie miał pojęcia jak miałby na jej słowa zareagować. Nie zamierzał jej wmawiać, że wszystko się ułoży i będzie dobrze. Skąd, do cholery, miał wiedzieć jak będzie? <br/>
- Co masz w tej reklamówce? - spytała go nagle. <br/>
- Co? Aaa, szampana. <br/>
Wyciągnęła rękę, więc otworzył go i podał jej butelkę. Pociągnęła spory łyk, krzywiąc się przy tym. <br/>
- Sądziłam, że wszystko, co złe już za mną. Życie jest jednak zaskakujące. - zaśmiała się gorzko. - Znowu się wybiera do mamusi, wiesz? I to raczej na dłużej, bo mu mamusia powiedziała, że tam będzie mógł sobie codziennie spokojnie trenować aż forma wróci. <br/>
Pokręciła głową, jakby nie mogła tego zrozumieć, a tym bardziej się z tym pogodzić. Gdyby miała teraz scharakteryzować teraz swoje uczucia nie znalazłaby odpowiednich słów. <br/>
Jak można opisać doszczętnie spustoszone serce? <br/>
Jak wyrazić ból tak silny, że nie czuje się już nic? <br/>
Jak skleić popiół w coś czym był dawniej? <br/>
Nie wiedziała. Patrzyła przed siebie niewidzącymi oczami. Nie dostrzegała piękna ośnieżonych drzew w świetle latarni ani obłoczków pary wydobywających się z ust wytrwałych biegaczy. Nawet obecność Wellingera wyczuwała czysto intuicyjnie. Tak naprawdę ten świat teraz dla niej nie istniał. <br/>
Przeszłość nie była miłym wspomnieniem. <br/>
Przyszłość nie rysowała się zbyt obiecująco. <br/>
Koniec musiała zmienić w początek, a cierpienie w siłę. <br/>
Nie pierwszy raz, ale może już ostatni? W końcu ile razy można się sparzyć? <br/>
Z reguły po pierwszym oparzeniu ludzie unikają nawet zapałek, a ona wchodziła między płomienie. <br/>
Wychodziła z nich coraz bardziej zniszczona... <br/>
Może była jak feniks, który ulega samospaleniu, by odrodzić się z popiołów? <br/>
Tylko że popiół mógł rozwiać wiatr i byłaby nie kompletna. <br/>
Tak się teraz czuła, jak gdyby jej spopielałe serce nie było w stanie złożyć się w całość. <br/>
Jakby straciła tą cząstkę serca odpowiedzialną za uczucia. Za miłość. <br/>
Czemu miała kochać skoro jej miłości nikt nie chciał ani nie odwzajemniał? <br/>
Chociaż... jest wiele rodzajów miłości. Wystarczy odszukać ten właściwy dla siebie. <br/>
Pociągnęła kolejny łyk szampana i zaśmiała się histerycznie. To przecież takie łatwe, czym ona się przejmuje? Straciła wszystko, więc więcej już nie będzie cierpieć. <br/>
<br/>
Gdy mróz zaczął być coraz bardziej odczuwalny, Wellinger wstał i pociągnął Amandę za sobą. Objął ją mocno ramieniem, przestraszony jej zsiniałymi ustami. Wątpił, by upiła się szampanem, jednak musiał ją niemal ciągnąć, była całkowicie bierna i zupełnie nieświadoma swojego ciała. <br/>
Martwił się, po raz pierwszy w życiu martwił się o kogoś. Nie miał pojęcia jak długo ten stan dziewczyny się utrzyma, a pojutrze musiał wyjechać do Willingen. W razie potrzeby będzie musiał zrezygnować z tych zawodów, nie zostawi jej przecież samej. <br/>
Monachium nocą było zupełnie innym miastem, a dla kogoś, kto ma problemy z orientacją w terenie, zaczynało stanowić prawdziwe wyzwanie. Półprzytomna Amanda uwieszona na jego ramieniu w żaden sposób nie mogła mu pomóc, więc przez dłuższy czas chodzili tam i z powrotem, a jego wściekłość wzrastała w zastraszającym tempie. Jak na złość w zasięgu wzroku nie było żadnego postoju taksówek ani ludzi, którzy nie wyglądaliby na seryjnych morderców czy gwałcicieli. <br/>
W odruchu ogarniającej go rozpaczy, odsunął od siebie dziewczynę i delikatnie, a jednocześnie stanowczo, potrząsnął nią. Popatrzyła na niego z lekką kpiną, po czym ruszyła przed siebie. Podążył za nią, a ona skręciła po prostu w prawo, zamiast w lewo jak on kilkukrotnie i znaleźli się przed sklepem, w którym kilka godzin temu kupował szampana. <br/>
Spojrzał na nią zawstydzony, jednak ona posłała mu słaby uśmiech i ponownie wsunęła się pod jego ramię. <br/>
Gdy tylko znaleźli się w mieszkaniu, pognała do pokoju, który dzieliła z Karlem. Niepewnie poszedł za nią i zobaczył jak wpatruje się w połowie pustą szafę. <br/>
Dopiero wtedy zrozumiał, że ona mimo wszystko liczyła na happy end tej historii. Może nie liczyła, po prostu chciała uwierzyć, że on tu będzie, przeprosi i spróbują razem poukładać świat. <br/>
Świat był jeszcze do uratowania, ale ich miłość pochłonęły płomienie. <br/>
Ich miłość spłonęła, a popiół rozwiał wiatr. <br/>
A gdy Amanda odwróciła się w jego stronę, spostrzegł, że część tego popiołu wiatr dmuchnął prosto w jej oczy, które próbowały się oczyścić łzami. <br/>
Wiedział, że oczy wygrają tę walkę, jej arktyczne tęczówki będą dla ognia bezlitosne. <br/>
Jednak przed nią była o wiele trudniejsza walka. Walka, która nie będzie namacalnie widoczna. <br/>
- Wygrasz. - powiedział po prostu, wiedząc, że ona to zrozumie, a potem sięgnął po jej dłoń i splótł jej palce ze swoimi. <br/>
Spojrzała na ich złączone ręce, nie mając wątpliwości jaki niosą przekaz. <br/>
Nie jesteś sama i już nigdy nie będziesz. <br/>
Ogień mógł budować. <br/>
Ogień mógł zniszczyć miłość, ale przyjaźń była silniejsza. <br/>
Dwie splecione dłonie stały się dla niej symbolem tego nowego świata. <br/>
Świata, który będzie opierał się na Andreasie, dopóki nie będzie gotowa puścić jego ręki. <br/>
Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-80331963961967015662014-02-04T18:21:00.001+01:002014-02-04T18:21:17.433+01:00Jedenastka. Karl wrócił z Sapporo z odrobinę większym optymizmem i nadzieją, że końcówka sezonu może być równie dobra jak jego początek. Z uśmiechem na ustach wsiadł do taksówki, by dotrzeć z lotniska do domu. Planował, że prześpi się przed powrotem Amandy, jednak gdy wyszedł spod prysznica zadzwonił telefon. Przez chwilę miar zamiar nie odbierać, ale po zerknięciu na wyświetlacz zmienił zdanie. <br/>
Nie był świadomy jak wiele po tym telefonie się zmnieni. <br/>
Bo ten telefon mógł stać się iskrą i przyczyną pożaru, którego nic nie będzie w stanie ugasić. <br/>
<br/>
Amanda wpadła do domu zmarznięta i skierowała się do kuchni, by nastawić wodę na herbatę. Dopiero wtedy zaczęła powoli zdejmować szalik i kurtkę, uśmiechając się przy tym, bo kurtka Karla wisiała już w szafie. Już miała go zawołać, ale on pojawił się właśnie w przedpokoju i przytulił ją, zakładając jej włosy za ucho. <br/>
- Tęskniłam. - mruknęła w jego bluzę. <br/>
- Ja też. - pocałował ją w czoło i przygarnął jeszcze mocniej do siebie. <br/>
Rozłąka była od samego początku na stałe wpisana w ich związek, ale z upływem czasu wcale nie znosili jej lepiej. Było wręcz odwrotnie, każdy wyjazd Karla stawał się kolejnym bolesnym okresem w życiu obojga, im dłużej byli razem, tym trudniej było im budzić się rano samotnie. <br/>
Jeden z tych idealnych momentów, kiedy mogli się sobą nacieszyć, zepsuł przeciągły gwizd czajnika. Amanda niechętnie odsunęła się od Karla i zalała sobie herbatę, po czym ze zdziwieniem stwierdziła, że Karl nie przyszedł za nią do kuchni. Znalazła go opartego o ścianę w przedpokoju z wyrazem dziwnego zamyślenia na twarzy. <br/>
Znała to aż za dobrze. Doskonale wiedziała jakie słowa wypłyną za chwilę z ust Karla, jednak nie przewidziała kierunku w jakim potoczy się ta rozmowa. <br/>
Czasem jest tak, że iskra po prostu sama zgaśnie, ale zdarza się też, że wiatr roznieci z niej płomień. <br/>
A płomień przekszatałci się w niszczycielski żywioł, który nie oszczędzi niczego, co stanie mu na drodze. <br/>
<br/>
Andreas wracał do domu w doskonałym nastroju, gdyż tego dnia zaliczył na czwórkę kolejny bezsensowny egzamin. W swojej euforii podświadomie odnajdywał odpowiednią drogę i wychodziło mu to nawet lepiej niż wtedy, gdy na tym się skupiał. Może jednak z jego orientacją w terenie nie było aż tak bardzo źle. Stał już przed klatką, ale po namyśle postanowił skoczyć jeszcze do sklepu. <br/>
W końcu wszedł do bloku z butelką szampana, który był przeceniony po Sylwestrze i sprężystym krokiem wspinał się na czwarte piętro. Zamaszystym gestem otworzył drzwi i jego oczom ukazali się Karl i Amanda. Już miał rzucił jedną z tych swoich uwag, którymi doprowadzał ich do śmiechu, jednak dostrzegł, że oni wcale nie zauważyli jego przyjścia. <br/>
<br/>
- Ja chyba zaczynam rozumieć jaki Ty masz problem z moją matką. - mówił właśnie Karl. - Ty po prostu nie potrafisz zrozumieć jak to jest, kiedy matka kocha swoje dziecko i się o nie troszczy. Zazdrościsz mi relacji z matką, bo Twoja Cię porzuciła. <br/>
Amanda osłupiała, słysząc te słowa. Przed dłuższą chwilę miała wrażenie, że ktoś uderzył ją czymś ciężkim w głowę. Jednak w końcu myśli powróciły do niej z ogromnym natężeniem. Wiele z nich cisnęło jej się na usta. Chciała mu powiedzieć, że nic nie wie o jej matce, że nie ma prawa jej oceniać, jednak furia przejęła panowanie nad jej głosem. <br/>
- Pierdol się, Geiger. - wyartykułowała te słowa bardzo dobitnie i powoli, po czym splunęła prosto pod nogi Karla. <br/>
Przecisnęła się obok Andreasa, który odprowadził ją wzrokiem, po czym skierował go na kolegę. Wtedy stało się dla niego jasne, że on w żaden sposób nie zareaguje, więc chwycił kurtkę dziewczyny i poszedł za nią. <br/>
I choć wszystko spłonęło już doszczętnie, to tliła się jeszcze odrobina nadziei. <br/>
Nadziei, że po odpowiednich zabiegach na tych zgliszczach uda się jeszcze kiedyś coś zbudować. <br/>
<br/>
<br/>
Szła przed siebie, bez celu, nie odczuwając nawet zimna, choć miała na sobie tylko sweter. W jej głowie panował totalny chaos i nie miała siły teraz porządkować tej gmatwaniny myśli. Wiedziała jednak, że i tak przed tym nie ucieknie. <br/>
Wiedziała, że między nią a Karlem już nigdy się nie ułoży. Wybaczała mu wiele, ale tego nie była w stanie. Bo był w pełni świadomy jak bardzo ją tym zrani. To była nigdy niezagojona rana, najboleśniejszy aspekt jej życia i nie miał prawa poruszać tego tematu w tym momencie i w taki sposób. <br/>
Nawet jeżeli coś teraz mówiło jej, że mógł mieć trochę racji. <br/>
- Ama, zaczekaj. - Andreas narzucił jej kurtkę na ramiona i zaczął iść obok niej. <br/>
Nie przeszkadzał jej, po prostu był, jakby na wszelki wypadek. Świadomość, że ktoś się o nią martwi, była na swój sposób krzepiąca, choć powodów do obaw nie było. Nie zamierzała robić żadnych głupot, nie zamierzała odbierać sobie życia. <br/>
Zbyt wiele już przeżyła, by załamać się dopiero teraz. Zawsze walczyła i wiedziała, że nigdy nie przestanie. <br/>
Znowu boleśnie się na kimś zawiodła... A może to w niej leżała wina? Może to z nią było coś nie tak skoro traciła bliską osobę po raz kolejny? <br/>
- Chyba we mnie tkwi problem. - nieświadomie wypowiedziała te słowa na głos. <br/>
- Nie obwiniaj się, to nie ma sensu. Może po prostu trafiałaś na nieodpowiednich ludzi? - to był właśnie cały Wellinger. <br/>
Dwoma zdaniami potrafił skierować jej myślenie na zupełnie inne tory. <br/>
Rozdrapywanie tego nie miało sensu. <br/>
Może to ona nie umiała przyjmować miłości, którą jej ofiarowywano. <br/>
Może nie trafiła jeszcze na człowieka, który rozumiałby miłość tak samo jak ona. <br/>
Może to ona nie wiedziała czym jest miłość. <br/>
A może miłości nie ma? <br/>
<br/>
<br/>
*** <br/>
<br/>
Mówcie co chcecie, mnie się podoba. ;p Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-88536261967356055572014-01-29T19:12:00.001+01:002014-01-29T19:12:26.746+01:00Dziesiątka. Chwilę przed północą Amanda narzuciła kurtkę na ramiona i wyszła na balkon, by podziwiać coś, co od zawsze wzbudzało w niej tylko i wyłącznie wielki entuzjazm. <br/>
Z zachwytem śledziła eksplozję kolorów na niemal czarnym niebie. Liczyło się tylko to. <br/>
Nie poszła do żadnego klubu, by przetańczyć całą noc, nie spędziła romantycznego wieczoru ze swoim chłopakiem, nie upiła się do nieprzytomności... <br/>
Nie była jedną z tłumu. Dla niej Sylwester nie był tylko Sylwester, a witanie Nowego Roku było czymś więcej niż zwyczajną, tradycyjną celebracją. <br/>
Właśnie tej nocy powracała do jedynego pozytywnego wspomnienia związanego z matką. <br/>
<br/>
<i>Tego dnia były same. Wszyscy wujkowie gdzieś poszli, a mama została i była jakaś inna. Uśmiechała się, głaskała Amandę po głowie i bawiła się z nią. Dziewczynka ziewała od czasu do czasu, bo na zewnątrz od dawna było ciemno, jednak wcale nie chciała iść spać. Mama rzadko poświęcała jej uwagę, wolała zabawę z wujkami, więc nie mogła tak po prostu się położyć, bo wujkowie mogli wrócić i znowu zamknąć ją samą w małym pokoju. <br/>
- Amuś, za chwilę będzie szczególny dzień, wiesz? - powiedziała nagle mama, nawijając na palec kosmyk włosów. - Twoje urodziny. <br/>
Założyła córce kurteczkę i wzięła ją na ręce. Stanęły przed domem i Amanda przylgnęła do mamy, wystraszona hukami. <br/>
- Nie bój się, Amuś. Popatrz, to wszystko dla ciebie. <br/>
Dziewczynka uniosła głowę i zobaczyła rozświetlone fajerwerkami niebo. <br/>
- Dla mnie? - szepnęła zafascynowana. <br/>
- Dla ciebie, Amuś. Bo jesteś wyjątkowa. Kocham cię, córeczko. Zawsze będę, wiesz? - pocałowała czółko małej. <br/>
</i>
<br/>
Dziesięć minut później niebo znów zdobiły tylko gwiazdy, a Amanda z cichym westchnieniem wróciła do pustego mieszkania. <br/>
Tamtego dnia uwierzyła w każde słowo matki, a może raczej chciała uwierzyć. Teraz zastanawiała się już tylko, czy matka już wtedy zaplanowała, że ją zostawi. Tak naprawdę nie miało to znaczenia, ale kładło się cieniem na tym wspomnieniu. <br/>
Chyba łatwiej pogodzić się z tym, że matka ją oddała, bo zmusiła ją do tego sytuacja niż, że od początku zamierzała to zrobić. <br/>
Ale przecież gdyby od początku jej nie chciała, to zostawiłaby ją u babci, prawda? <br/>
Nie wiedziała czemu szuka usprawiedliwienia dla matki, ale czuła, że ma to jakiś związek z ostatnią wizytą na cmentarzu. I wtedy przypomniała sobie o tym, co dał jej adwokat wraz z listami babci i wszystkimi dokumentami dotyczącymi rodzinnego majątku. <br/>
Wyciągnęła z szafy pudełko po butach, a z niego gruby zeszyt. Pamiętnik jej matki, którego nigdy nie miała odwagi przeczytać. Teraz niespiesznie przerzucała kartki pokryte starannym, równym pismem dziewczyny z dobrego domu. Czytała tylko niektóre notatki, głównie te ozdobione serduszkami, pełne optymizmu, pełne radości opisy kolejnych randek beztroskiej nastolatki. Wiedziała, że to tylko wstęp, że najtrudniejsze dopiero przed nią. Wmiarę jak daty z lat osiemdziesiątych przekształcały się w daty z lat dziewięćdziesiątych coraz wolniej obracała strony. Zastanawiała się, czy matka w ogóle cokolwiek zapisywała, gdy Amanda była już na świecie. <br/>
Zapisywała. Czy też raczej gryzmoliła. Ale z tych gryzmołów wylewało się tylko jedno: miłość. <br/>
<br/>
<i>"4 stycznia 1995<br/>
Amanda. Dam jej na imię Amanda. <br/>
Moja mała, kochana córeczka." <br/>
<br/>
"17 czerwca 1995 <br/>
Amuś jest jakaś rozpalona. Nie mam pojęcia co robić, rodziców nie ma. <br/>
Siedzę przy jej łóżeczku i patrzę jak oddycha. Czy jest coś piękniejszego?" <br/>
<br/>
"1 stycznia 1996 <br/>
Moje maleństwo ma już roczek. To był najpiękniejszy rok mojego życia. <br/>
Rośnie, jest śliczna i zdrowa. I to najważniejsze." <br/>
</i>
<br/>
Wpisy urwały się mniej więcej w połowie 1996 roku. Późniejsze zapiski były chaotyczne, trudne do odszyfrowania. <br/>
<br/>
<i>"Nienawidzę mojej matki." <br/>
<br/>
"Ta stara suka chce mi odebrać dziecko." <br/>
<br/>
"Że niby jestem ćpunką? Brawo za spostrzegawczość, mamusiu." <br/>
<br/>
"Amanda się mnie boi." <br/>
<br/>
"Przecież ja nie chciałam." <br/>
<br/>
"Tatusiu, dlaczego Ty? Dlaczego? Tylko Ty mnie kochałeś..." <br/>
<br/>
"Muszę zabrać Amandę. Muszę."<br/>
</i>
<br/>
Tak kończył się ten pamiętnik. Amanda miała teraz jeszcze większy mętlik w głowie. Spojrzała w okno i odkryła, że jest już jasno. Musiała się położyć, choć na chwilę. <br/>
<br/>
<br/>
Obudził ją zgrzyk klucza w zamku. Zerknęła na zegarek i zorientowała się, że przespała cały dzień, w tym zawody w Ga-Pa. <br/>
Ale ze względu na Turniej Czterech Skoczni nie spodziewała się chłopaków w domu przed wtorkiem. <br/>
Zaniepokojona usiadła na kanapie w tym samym momencie, gdy w salonie rozbłysło światło i jej oczom ukazał się Karl. <br/>
- Cześć. - wyjąkał niepewnie, spoglądając na nią z pewną obawą, która jednak znacznie się zmniejszyła w reakcji na szeroki uśmiech Amandy. <br/>
- Co ty tu robisz? - spytała, tłumiąc ziewnięcie. <br/>
- Ja... no masz urodziny i... - wyciągnął zza plecy największy bukiet róż jaki Ama widziała w życiu, po czym opadł na kanapę obok niej. <br/>
- Dzięki. - położyła mu głowę na ramieniu. - Dobrze, że jesteś. <br/>
Gładził ją po policzku, delikatnie i czule, tak jak zawsze. <br/>
<br/>
Bo przecież Karl był zawsze. <br/>
Nawet wtedy, kiedy namacalnie go nie było, ciągle był z nią, nosiła w swoim sercu jakąś cząstkę Karla i wiele razy dzięki temu zyskiwała motywację, by wstać z łóżka i zmierzyć się z kolejnym dniem życia. <br/>
Ale w takich chwilach jak ta, gdy czuła ciepło jego ciała, gdy mogła przejrzeć się w jego oczach, wierzyła w to, że nic ich nie rozdzieli. <br/>
Wierzyła, że miłość wystarczy. <br/>
<br/>
- Mam dla ciebie jeszcze to. - szepnął w końcu i wyciągnął małe pudełeczko. <br/>
Otworzył je, a Amandę zamurowało z zachwytu na widok srebrnych kolczyków, w których zagięciach odbijało się światło. <br/>
Nigdy wcześniej nie widziała czegoś tak pięknego. <br/>
- Mama pomogła mi wybrać. - te słowa ostudziły dziewczynę, przeniosła wzrok na Karla. <br/>
Patrzyła na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Złość i zranienie mieszały się z niesłabnącą radością i odrobinką nadziei. <br/>
Nadziei, której Karl nie zamierzał jej odebrać. <br/>
- Chyba w końcu zaczęła się do ciebie przekonywać. - westchnął cicho. <br/>
- Podziękuj jej, dobrze? Powiedz, że są idealne. <br/>
<br/>
Styczeń wydawał się być miesiącem idealnym. Przynajmniej w ich życiu prywatnym, bo Karl znacznie obniżył loty i przestał skakać w Pucharze Świata, w dodatku malały jego szansę na Olimpiadę... jednak dzięki temu bywał o wiele częściej w domu, przy Amandzie, pozwalając jej wierzyć, że wszystko dobrze się ułoży, w końcu sam w to wierzył. Odbudowywał się w Pucharze Kontynentalnym i został wysłany do Sapporo, podczas gdy Andreas zachwycał wszystkich i stawał się jeszcze większą gwiazdą niż dotychczas. <br/>
Wellinger odczuwał swoją popularność nawet w Monachium i doprowadzało go to do coraz większej wściekłości. Rozumiał to wszystko w trakcie zawodów, jednak w ciągu tygodnia marzył o odrobinie spokoju i to marzenie docierało na sam szczyt jego listy, plasując się tuż za złotem olimpijskim. Dlatego unikał chodzenia po mieście, w zasadzie ograniczał się tylko do wizyt na uczelni, resztę dnia spędzając w domu. <br/>
Amanda ostatnio wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Rzuciła nocną pracę w barze, by spędzać więcej czasu z Karlem. Wellinger doprowadzał ich do śmiechu, udając odruch wymiotny za każdym razem, gdy Geiger choćby obejmował dziewczynę. <br/>
Zaczęli stanowić doskonale zgraną trójkę przyjaciół. <br/>
Nie przeczuwali, że pewnego dnia ogień strawi to, na co tak ciężko pracowali. <br/>
W końcu nic na to nie wskazywało. <br/>
<br/>
<br/>
*** <br/>
<br/>
Aż głupio mi to wrzucać po Waszych cudownych komentarzach, ale chyba się wypalam powoli. <br/>
Kocham Was i dziękuję za każde słowo. <333Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-77334943321799636132014-01-23T18:20:00.001+01:002014-01-23T18:20:42.795+01:00Dziewiątka. Amanda nigdy wcześniej nie miała w sobie tyle siły do działania. <br/>
Przy Karlu żyła, a przy Andreasie zaczynała to życie przeżywać. <br/>
Zaczynała rozgrzebywać swoją przeszłość, wyrzucała ją z siebie. Zbyt długo nosiła głęboko w sobie piętno trudnego dzieciństwa i wczesnej młodości pozbawionej beztroski. <br/>
W końcu dorosła do tego, by zmierzyć się z tym co było i wyjść z tej konfrontacji bez łez, za to z poczuciem, że mimo wszystko wygrała. <br/>
Wygrała życie. <br/>
Wygrała miłość. <br/>
I wygrała przyjaźń. <br/>
<br/>
Wkraczając na teren cmentarza, spojrzała przez ramię na Andreasa, który posłał jej lekko niepewny, ale mimo to pełen otuchy, uśmiech. Nie wiedział czemu się tu znaleźli, jednak nie zadawał żadnych pytań, a ona nie zamierzała mu jeszcze niczego wyjaśniać. Sama nie uświadamiała sobie do końca motywów swojego postępowania, dlatego prowadziła go okrężną drogą, choć gdy zatrzymali się już przy najbardziej imponującej mogile, ciągle nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. <br/>
Strzepała ręką śnieg z płyty, odsłaniając tym samym nazwisko, które nosiła oraz dwa imiona, wzbudzające w niej skrajnie odmienne uczucia. Powiodła palcem po uśmiechu dziadka na zdjęciu, uśmiechając się przy tym nieświadomie, a gdy przeniosła wzrok na drugą fotografię na jej twarzy pojawił się niejednoznaczny grymas. <br/>
Dorothea Schultz nigdy nie była ciepłą, kochającą babcią. Amanda zapamiętała ją jako surową, doniosłą kobietę, bez skłonności do okazywania uczuć. <br/>
W domu w pudełku po butach ukrytym na dnie szafy Ama przechowywała plik listów, które otrzymała od adwokata spełniającego ostatnią wolę babci. Znała je niemal na pamięć i dzięki temu zaczęła patrzeć na zmarłą trochę inaczej. <br/>
Wnuczka była dla niej żywym dowodem na to, że poległa jako matka, stąd jej chłodny stosunek. Dorothea obwiniła siebie za to, co robiła jej córka i nie umiała pogodzić się z tym jak nisko upadła. <br/>
W ostatnim liście, który napisała kilka godzin przez śmiercią, prosiła Amandę o wybaczenie. <br/>
<br/>
<i>"Zawiodłam moją córkę, ale zawiodłam też Ciebie, Amando. Nie będziesz potrafiła mnie zrozumieć, ale może kiedyś mi przebaczysz. Wiem, że powinnam przejąć opiekę nad Tobą, ale nie umiałam się na to zdobyć. Fizycznie byłaś wierną kopią własnej matki, wychowując Ciebie, miałabym wrażenie, że znów popełniam te same błędy. Nie umiem sobie wyobrazić jakim piekłem było Twoje życie, ale dzięki detektywom wiem, że świetnie sobie radzisz. <br/>
Nie jesteś swoją matką, a ja za późno to zrozumiałam. <br/>
Nie zwrócę Ci lat dzieciństwa i nie naprawię krzywd, których doświadczyłaś, nie tylko dlatego, że wkrótce umrę. Nie jestem w stanie cofnąć tak wielu złych decyzji, które podjęłam. Chcę jednak, żebyś przyjęła cały majątek naszej rodziny. Przemyśl to dobrze, proszę. To wszystko należy się właśnie Tobie. <br/>
Dopiero u kresu swojego życia uświadomiłam sobie, że wśród zła może pojawić się ziarenko dobra. Zawsze traktowałam nastoletnią ciążę Twojej matki jako największy błąd jej życia, zamiast dostrzec, że przecież jesteś jedynym sukcesem jaki odniosła. <br/>
Wybacz mi, proszę. Ty byłaś najmądrzejsza i najsilniejsza z nas wszystkich. <br/>
Walcz o siebie, bo tylko to możesz zrobić. <br/>
Zawsze Cię kochałam, Amando, ale o wiele za późno się o tym przekonałam." </i> <br/>
<br/>
Te słowa wyryły się w pamięci dziewczyny i odtworzenie ich po raz kolejny sprawiło, że po jej policzku potoczyła się samotna łza. <br/>
- Wybaczam Ci. - poruszyła bezgłośnie ustami. <br/>
Odwróciła się do Andreasa, nieznacznie unosząc kąciki warg. <br/>
- Możemy iść. <br/>
Kiwnął głową i powoli ruszył przed siebie, dając jej szansę na zmianę zdania. Słyszał jednak śnieg skrzypiący pod jej butami, a po chwili poczuł jej obecność po swojej prawej stronie. <br/>
- Dziękuję. - powiedziała cicho, tak cicho, że spojrzał na nią pytająco i znalazł potwierdzenie w jej oczach. <br/>
- Za co? <br/>
- Że przyszedłeś tu ze mną. Za to, że nie pytasz, nie naciskasz. <br/>
- Nie jesteś gotowa na rozmowę. <br/>
- Masz rację, nie jestem. - głos lekko jej się załamał, ale Wellinger obrzucił ją tylko pełnym troski spojrzeniem, po czym udał, że wcale tego nie usłyszał. <br/>
Zastanawiała się jak to możliwe, że ktoś taki jak on ma w sobie tak wiele empatii i zrozumienia dla innych. Nie dla innych, po prostu dla niej. <br/>
Do jej podświadomości wkradł się strach. Nie mogła być pewna, że on traktuje tak wszystkich, bo jedyną osobą, z którą go widywała był Karl. Relacje tej dwójki określiłaby jako serdeczne, ale niezbyt głębokie. Trudno byłoby ich nazwać przyjaciółmi. <br/>
Uświadomiła sobie właśnie, że Wellinger był bliższy jej niż Geigerowi i nie wynikało to wcale z faktu, że Karl nie był zbyt towarzyski. <br/>
Pod wpływem Andreasa zrzuciła z siebie pancerz, który do tej pory szczelnie okrywał ją przed cały światem i nawet trochę przed Karlem. Nawet on nie dotarł nigdy do wszystkich zakamarków pamięci Amandy. Wielokrotnie nakłaniał dziewczynę do rozmowy, ale ona nie otwierała się przed nim całkowicie. Nie to, że nie chciała, zwyczajnie nie miała siły przeżywać tego na nowo. <br/>
A teraz ta siła pojawiała się w niej jakby z niemocy, która tkwiła w niej przez lata. <br/>
A może to właśnie Wellinger był źródłem tej siły? <br/>
<br/>
*** <br/>
<br/>
Nie mam siły, wściekłość mnie rozsadza i w ogóle źle. <br/>
W dodatku ferie dopiero za tydzień. <br/>
Wszelkie nowe projekty póki co odłożone, ale jeżeli macie ochotę mnie znosić w większej ilości, to zapraszam na <br/>
http://ichhistoria.blogspot.com/ <-- wracam tam, by ostatecznie zakończyć sprawę niemiecką. <br/>
Kocham Was, najwspanialsze czytelniczki na świecie. <333<br/>
<br/>
Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-51389119949243935952014-01-10T22:35:00.001+01:002014-01-28T16:36:54.497+01:00Ósemka. Amanda wstała ostrożnie, by nie zbudzić Andreasa, który w nienaturalnej pozie zasnął na kanapie. Wyjęła z szafy gruby koc i przykryła nim chłopaka, po czym doprowadziła pokój do porządku. Zatrzymała się na chwilę z pustymi talerzami w ręku, upewniając się, że nie ma już więcej pracy, jednak jej wzrok spoczął na Wellingerze. <br/>
Z zafascynowaniem przyglądała się śpiącemu, wsłuchiwała się w lekko świszczący, równomierny oddech. Nieświadomie zaczęła porównywać go z Karlem, zestawiać odrobinę dzięcięcy, naiwy uśmiech z kamienną twarzą przebywającego w objęciach Morfeusza Geigera. <br/>
Przypomniała sobie strach, który towarzył jej za każdym razem, gdy jej wzrok zatrzymywał się na śpiącym Karlu. Dopiero po przyłożeniu ucha do jego klatki piersiowej, z ulgą wypuszczała powietrze z ust. Bała się, że sen odbierze jej kiedyś jedyną bliską osobę, tak jak robił to w przeszłości. <br/>
Zaczęło się od dziadka, który w jej pamięci urastał niemal do rangi bohatera. Nigdy jej nie skrzywdził, trzymał ją na kolanach i z radosnym błyskiem w oku opowiadał historie, które na zawsze pozostały gdzieś głęboko w niej. Nigdy o nim nie mówiła, nawet Karlowi. Dziadek był tylko jej, to on zanosił ją na górę, gdy babcia po raz kolejny wrzeszczała na wchodzącą do domu niepewnym krokiem matkę. On nigdy nie krzyczał, on był łagodnością. Amanda miała przed oczami obraz dziadka i matki, która wypłakiwała się w jego ramię. Nie oceniał swojej córki, pragnął jej pomóc i całe swoje serce oddał jedynej wnuczce. Tylko że to serce przestało bić o wiele lat za szybko. To właśnie czteroletnia Amanda dotknęła zimnej ręki dziadka i rozpłakała się, gdy nie chciał się obudzić. <br/>
Śmierć dziadka pociągnęła za sobą wydarzenia, które odmieniły świat małej dziewczynki na zawsze. Razem z mamą opuściła dom babci i zobaczyła rzeczy, które przeraziłyby nawet dorosłych. <br/>
A potem nadszedł dzień, gdy matka zaprowadziła ją do domu pełnego dzieci i ułożyła na niewygodnym łóżku. Kiedy Amanda się obudziła, mamy już nie było. <br/>
Po policzku dorosłej już Amandy potoczyła się samotna łza. Te wspomnienia ukryła na samym dnie swojej pamięci i jak do tej pory po nie nie sięgała. Ale teraz zapisywała w swojej głowie zupełnie inny obraz, obraz śpiącego chłopaka, który nawet teraz nieświadomie ofiarowywał jej swój uśmiech. <br/>
Tego dnia ofiarował jej jednak o wiele więcej i to, oprócz wdzięczności, wzbudzało w niej niepewność. <br/>
Już raz na jej drodze stanął chłopak gotowy bezinteresownie się nią zatroszczyć. <br/>
Karl, którego pokochała tak bardzo, że była gotowa płacić każdą cenę za jego miłość, bo bez tej miłości była niczym. <br/>
Ale Wellinger swoją postawą zasiał w niej wątpliwości, pokazał jej, że przecież Geiger miał wybór i go dokonał. <br/>
To on skazał ją na samotne Święta. Nie pierwszy raz, ale teraz dopiero dostrzegła w tej sytuacji jego winę. <br/>
Andreas tu był, choć powinno go nie być, za to Karl był zupełnie gdzie indziej. <br/>
Jej prosty świat oparty na miłości Karla i do Karla zaczął się niebezpiecznie pochylać, a ona zawisła nad krawędzią. <br/>
Gwałtownie obróciła się i ruszyła do kuchni, choć miała świadomość, że już nigdy nie umknie przed tym wspomnieniem. <br/>
Myjąc talerz, dostrzegła na nim nagle w ostrym, dla przyzwyczajonych do mroku oczu, świetle wiele delikatnych rys. <br/>
A przez Wellingera dopatrzyła się siateczki drobnych pęknięć na starannie pielęgnowanym uczuciu do Karla. <br/>
Pełna bezsilności odłożyła opłukany talerz na suszarkę i usiadła na podłodze, obejmując kolana ramionami. Patrzyła tępo na kuchenną szafkę, oczekując jakiejś wskazówki. <br/>
Była sama i sama musiała sobie poradzić, jednak w tym momencie ją to przerastało. Po omacku szła do swojego pokoju, ale nie mogła natrafić na drzwi. Tak samo czuła się w swoim życiu i choć w końcu jej ręka dotknęła klamki, to nie była to ta, której się spodziewała. Opadała bez sił na łóżko Wellingera, zastanawiając się jak to możliwe, że jego pokój odnalazła, a ten, który dzieliła z Karlem był dla niej nieosiągalny. <br/>
<br/>
Andreas nie spodziewał się odnaleźć Amandy w swoim łóżku, więc dość gwałtownie otworzył drzwi. Dziewczyna poderwała się i spojrzała na niego, odganiając resztki snu. Uśmiechnął się łagodnie i wyciągnął z szafy czyste ubranie, po czym skierował się do łazienki. <br/>
Amanda opadła na plecy i przymknęła powieki, odwlekając to, co nieuniknione. Musiała wstać, musiała w końcu zrobić coś ze swoim życiem, musiała przestać być bierna. Powtarzała to w myślach jak mantrę aż do ponownego pojawienia się Wellingera. <br/>
Przysiadł na łóżku, a w jego błękitnym spojrzeniu tańczyły wesołe iskierki. <br/>
- O czym marzysz, Ama? <br/>
Popatrzyła na niego jak na szaleńca. Nigdy nie marnowała czasu na snucie marzeń, bo one mają to do siebie, że się nie spełniają. Jednak przypomniała sobie to, co dziś tak usilnie wbijała sobie do głowy. <br/>
- Hmm, zawsze chciałam jeździć na łyżwach. <br/>
- Moi rodzice zawsze spełniali moje bożonarodzeniowe marzenie. Dzięki temu zacząłem skakać. - Welli uśmiechnął się do swoich wspomnień, po czym spojrzał na Amandę. - No już, ubieraj się. <br/>
Zaraził ją swoim entuzjazmem i pół godziny później wyruszyli na lodowisko. Dziewczyna zatrzymała się i z zafascynowaniem wpatrywała się w sunących płynnie ludzi. Andreas popchnął ją lekko w stronę kasy i pomógł wybrać jej odpowiednie łyżwy. <br/>
Gdy znaleźli się na tafli, chwiciła go kurczowo za rękaw kurtki. Roześmiał się i ujął obie jej dłonie, po czym powoli ruszył do tyłu. Amanda intuicyjnie poddała mu się i objechali w ten sposób całą pętlę. Puścił ją i usunął się na bok, zmuszając ją by sama utrzymała równowagę. Poradziła sobie bez trudu, więc złapał ją za rękę i pociągnął za sobą. Na chwilę straciła płynność, jednak po chwili jechali już ramię w ramię. <br/>
Nie wiedział jak długo to trwało, ale w końcu poczuł jak mu się wymyka. Z podziwem patrzył jak sama mknie po lodowej tafli. Może miała po prostu talent, ale on był przekonany, że to kwestia tej siły, która w niej tkwi. <br/>
Nie zauważył nawet, że do niego podjechała, dopiero ciche "dziękuję" przywróciło go do rzeczywistości. <br/>
- Mógłbyś coś jeszcze dla mnie zrobić? <br/>
Kiwnął głową, czekając na coś więcej, ale ona już skierowała się do wyjścia. <br/>
Amanda czuła w sobie ogromną chęć do działania. Chciała robić to, na co do tej pory się nie zdobyła. <br/>
Karl dał jej nowe życie, ale to Andreas wręczył jej instrukcję obsługi. <br/>
<br/>
<br/>
*** <br/>
<br/>
Nie wiem nawet jak Wam dziękować za te wszystkie dobre słowa, którymi mnie zalewacie w komentarzach. Wzruszam się jak to czytam, łobuzy moje. <br/>
I przez Was, cholercia, tworzę powoli coś nowego. Zobaczymy co z tego wyniknie. <br/>
Kocham Was, dziewczynki. <33 <br/>
<br/>
Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-70406967851949212002013-12-22T21:27:00.001+01:002013-12-22T21:27:00.326+01:00Siódemka. Święta, nawet w Domu Dziecka, mają swoją magię, a Amanda wiedziała o tym lepiej niż ktokolwiek inny. Dlatego w dzień poprzedzający Wigilię, pognała tam już przed południem. Nie miała zajęć na uczelni, przedszkole było zamknięte, więc z czystym sumieniem mogła oddać się zabawie z tymi, którzy najbardziej na świecie potrzebują miłości. Chciała im zapewnić to, czego ona nie dostała, kiedy była w ich sytuacji, czyli zająć im czas tak, by ani przez chwilę nie czekały na rodziców tak jak ona czekała na mamę. <br/>
Edith, która była wychowawczynią już wtedy, gdy Amanda tu trafiła, uśmiechnęła się ciepło na jej widok. Pamiętała cichutką, zagubioną dziewczynkę, ściskającą w rączkach misia, dlatego tak trudno było jej się przyzwyczaić, że dawna podopieczna już dorosła i sama pomaga maluchom, które przechodzą przez piekło jakiego sama doświadczyła. Dzieciaki uwielbiały Amandę i to nie tylko te najmłodsze. Każdemu poświęcała uwagę, każdemu posyłała uśmiech, każdemu pomagała w nauce, ale robiła też coś, co wykraczało poza dawanie siebie. Młodszym przynosiła zabawki i słodycze, starszym kosmetyki czy nowe piłki. Edith tylko kręciła głową, choć w rzeczywistości była wzruszona tym, co Ama robiła, zwłaszcza, że nic z tego nie miała. <br/>
Teraz nie zdążyła nawet zdjąć kurtki, a już otoczyła ją spora gromadka, domagająca się lepienia bałwana. W duchu przeklinała śnieg i zimę, ale uśmiechnęła się szeroko i pocierając zmarznięte policzki, entuzjastycznie wyraziła zgodę. Zawołała starszych chłopców, prosząc ich o pomoc i z cała grupką wymaszerowała na pole. <br/>
Z uśmiechem wpatrywała się w szesnastolatków obrzucających się śnieżkami i po chwili namysłu przyłączyła się do nich, kątem oka obserwując maluchy z uporem formujące kule. <br/>
- Dobra chłopaki, pomożemy im. <br/>
Uwinęli się z bałwanem w pół godziny, w sam raz na obiad. Amanda osobiście dopilnowała, by każdy dostał ciepłą herbatę i kręciła się przy niejadkach, nakłaniając je do każego kolejnego kęsa. <br/>
Po wspólnym zmywaniu naczyń, zaproponowała dzieciakom robienie choinkowych ozdób, bo ostatnio zajmowała się tym w przedszkolu i o dziwo wszyscy wyrazili chęć. Musiała przyznać, że wyszło całkiem nieźle. Obiecała, że jutro pomoże im ubierać choinkę i wyszła na mroźne wieczorne powietrze. <br/>
<br/>
Dotarła do domu i z przyzwyczajenia nacisnęła na klamkę, po chwili orientując się, że drzwi powinny być zamknięte, bo Karl wyjechał już do swojej matki. Jednak nie były, a w środku zastała drugiego ze swoich współlokatorów, który spojrzał na nią ze zdziwieniem, a następnie szczerze się roześmiał. <br/>
- Ama, czy ty wiesz, że tutaj jest tylko minus jeden? <br/>
Dziewczyna potrząsnęła głową, odwijając szalik, którym była opatulona tak, że było widać tylko jej oczy, zdjęła czapkę i grubą puchową kurtkę, a Wellinger śledził te czynności z szerokim uśmiechem na twarzy. <br/>
- Brr, zimno jest. - odpowiedziała mu, przechodząc do kuchni. - Napijesz się herbaty? <br/>
- Tak, poproszę. - poszedł za nią i rozsiadł się na krześle. - Co ty tu robisz? Karl mówił, że jest już w domu. <br/>
- No bo Karl jest już w domu. <br/>
- A ty zostajesz tutaj? <br/>
Skinęła głową, ustawiając na blacie trzy kubki. Spoglądała na nie przez chwilę, po czym odłożyła kubek Karla z powrotem do szafki. <br/>
Czuła na sobie spojrzenie Andreasa, wiedziała, że próbuje zrozumieć tę sytuację, choć nie mógł. Sama nie mogła uwierzyć, że po raz kolejny Karl, nawet nie pytając jej o zdanie, po prostu wyjechał i zostawił ją samą. <br/>
Bolało, jasne, że bolało. <br/>
Ale to był jej ból i Wellinger nie musiał o nim wiedzieć. <br/>
Uniosła kąciki ust i odwróciła się do niego. <br/>
- Nie przeszkadza mi to, wiesz, nie jestem szczególnie religijna, święta to po prostu kilka dni wolnego... <br/>
- Może pojedziesz ze mną do moich rodziców? Naprawdę nie będziesz przeszkadzać, mama zawsze mówi, że im więcej nas, tym lepiej. <br/>
- Zostanę tu. <br/>
- Nie powinnaś być sama. <br/>
- Nie będę, odwiedzę dzieciaki. <br/>
Ciche pyknięcie czajnika dało im pretekst do przerwania rozmowy. Amanda podała Wellingerowi jego herbatę i upiła łyk ze swojego kubka, nie zwracając uwagi na to, że parzy sobie usta. <br/>
Zrezygnowany chłopak wyszedł do swojego pokoju, bez pośpiechu pakował resztę rzeczy i próbował doprowadzić do względnego porządku. Gdy w końcu był zadowolony z efektu swoich działań, wyniósł torbę do przedpokoju i skierował się do kuchni, by wypić zimną już herbatę. <br/>
Amanda posłała mu roztargnione spojrzenie znad książki i wróciła do czytania. <br/>
- Będę już leciał. - oznajmił Andi, podchodząc do niej. <br/>
- Wesołych Świąt. - uśmiechnęła się, wstając. <br/>
- Tobie też, mimo wszystko. - odpowiedział, obejmując ją trochę nieporadnie. - I szczęśliwego Nowego Roku. <br/>
- Skop tyłki tym Polakom na Turnieju Czterech Skoczni. - odsunęła się od niego. <br/>
- Ok, szefie, postaram się. <br/>
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, dziewczyna odetchnęła głęboko. Nie miała siły dłużej udawać, nie mogła nie pamiętać o ostatnich, również samotnych Świętach. Jednak tym razem mogła pójść do Domu Dziecka. W końcu wcale nie różniła się od swoich podopiecznych, była tak samo odrzucona, zagubiona i spragniona ciepła. <br/>
<br/>
Amanda była naprawdę szczęśliwa, spędzając Wigilię z dzieciakami. <br/>
Ze wzruszeniem słuchała życzeń, które jej składali. <br/>
Ze wzruszeniem obserwowała ich radość z każdego, najdrobniejszego prezentu. <br/>
Ze wzruszeniem śpiewała razem z nimi kolędy. <br/>
Nawet plamy z barszczu na białym obrusie ją wzruszały. <br/>
Wcale nie miała ochoty stamtąd wychodzić, nawet gdy wszystkie szkraby leżały już w łóżkach. <br/>
Dopiero groźba Edith, że już więcej jej tu nie wpuści, zmusiła dziewczynę do powrotu do domu. <br/>
<br/>
Tym razem mieszkanie było naprawdę puste. <br/>
Telefon nadal milczał jak zaklęty. Karl nie zadzwonił ani raz. <br/>
W zasadzie nigdy nie dzwonił, gdy był u mamy, ale tym razem bolało podwójnie. <br/>
Tak bardzo chciała wierzyć, że to tylko zły sen, że tak naprawdę Karl jest tutaj z nią. <br/>
Ale złudzenia odebrała jej już dawno temu kobieta, która ją urodziła. <br/>
Nadzieja tylko pogłębia ból. <br/>
<br/>
Gdy wychodziła z łazienki w szlafroku, usłyszała chrobot klucza w zamku. <br/>
Jej serce zaczęło galopować, a twarz rozjaśnił szczery uśmiech. <br/>
Jednak zamarła, kiedy za otwartymi drzwiami ujrzała nie Karla, a Andreasa. <br/>
Wnosił do mieszkania wypchane po brzegi torby i choinkę. <br/>
- Co ty odwalasz, Wellinger? <br/>
- Nie myślałaś chyba, że zostawię Cię samą. Ubieraj się, a potem ubierzemy to drzewko o ile się nie rozsypie. <br/>
Powoli wkładała na siebie ciuchy, próbując opanować chaos sprzecznych myśli, które przebiegały przez jej głowę. <br/>
Oczywiście, że była rozczarowana, a jednocześnie mile zaskoczona. <br/>
Andi robił to, na co Karl nigdy się nie zdobył. <br/>
A przecież Welli był tylko przyjacielem. A może, aż przyjacielem? <br/>
Przyjaźń wiązała się z ryzykiem, ale była teraz gotowa zapłacić każdą cenę. <br/>
<br/>
Czym tak naprawdę jest szczęście? <br/>
Czy jest jakaś jedna konkretna definicja, jakieś warunki konieczne do jego zaistnienia? <br/>
Amanda tego nie wiedziała. <br/>
Ale uśmiech nie schodził z jej twarzy, a w oczach tańczyły wesołe iskierki. <br/>
Od momentu, gdy Wellinger uplamił obrus barszczem, aż do chwili obecnej, gdy oglądała Kevina z głową opartą o ramię Andreasa. <br/>
Nie potrafiłaby wyrazić swojej wdzięczności, więc milczała. <br/>
A dla niego wystraczającym podziękowaniem były jej błyszczące radością i zaufaniem oczy. <br/>
<br/>
<br/>
*** <br/>
<br/>
Taki o to rozdzialik, stworzony pod wpływem nadciągającej świątecznej atmosfery. <br/>
Chciałabym Wam kochane życzyć naprawdę magicznych Świąt, całej rodzinki u boku, wymarzonych prezentów, smacznego jedzonka, zdrówka... <br/>
Po prostu Wesołych Świąt. <br/>
I ponieważ nie wiem czy tu coś napiszę jeszcze w tym roku, to także Szczęśliwego Nowego Roku. <br/>
Równie udanego pod skocznym względem jak tego kończącego się właśnie. <br/>
Olimpiada będzie polsko-niemiecka, ja Wam mówię. <br/>
I dziękuję Wam za Waszą obecność, za każde słowo, które tu po sobie zostawiacie, za tak pozytywne opinie na temat tego, co tu próbuję tworzyć, za te łezki wzruszenia w moich oczach, gdy czytam Wasze komentarze. Jesteście najlepsze, kochane i cieszę się, że Was mam. <br/>
I dziękuję Tobie, Sylwia, wiesz świetnie za co. Kocham Cię, łobuzie. <3 <br/>
Wszystkie Was kocham, moje dziewczynki. <333 <br/>
Więc podsumowując, zacytuję moje najukochańsze, najjaśniejsze słoneczko: " Życzę Wesołych Świąt... i luzu" . <br/>
<br/>Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-70125990624592011812013-12-07T22:53:00.001+01:002013-12-07T22:53:56.588+01:00Szóstka. Karl wrócił późnym popołudniem do mieszkania pogrążonego w całkowitej ciszy. Zajrzał do pokoju Andreasa i przekonał się, że go nie ma, po czym skierował się do drzwi naprzeciwko. Otworzył je, spodziewając się wszystkiego, a raczej prawie wszystkiego, bo na pewno nie tego, co zobaczył. <br/>
Amanda siedziała na łóżku zagrzebana w kołdrę w otoczeniu książek i kartek zapełnionych jej starannymi notatkami. <br/>
Nie podniosła głowy, gdy wszedł do pokoju. <br/>
Nie podniosła głowy, gdy usiadł obok niej. <br/>
Nie było krzyków, awantury, pretensji ani łez. Nie było nic, żadnej reakcji, żadnego ruchu, gestu. Ignorowała go całkowicie. <br/>
- Ama... - zaczął i urwał, nie wiedząc co powiedzieć. <br/>
- No co? - spytała, uporczywie wpatrując się w podręcznik. <br/>
- Nie rób tak. Proszę. Musiałem jechać, mama... <br/>
- Nie obchodzi mnie to, Karl. - przerwała mu i spojrzała w końcu na niego. - Rób, co chcesz, jeździj do niej nawet co tydzień. <br/>
Patrzył na nią, próbując zrozumieć, co nią kierowało. Była tak zupełnie niepodobna do siebie, tak niezwykle spokojna. To on był w ich związku tym, który wszystko łagodził. Ona była żywiołem. <br/>
I tak jak strażak nie miałby po co żyć bez ognia, tak on nie wyobrażał sobie życia bez niej. <br/>
- Chodź do mnie. - powiedział cicho. - No chodź. <br/>
Przesunęła się w jego stronę i pozwoliła mu się objąć. Wtulił twarz w jej włosy, rozkoszując się zapachem brzoskwiniowego szamponu, którego używała od zawsze. <br/>
Odwróciła głowę i pocałowała go z czułością i delikatnością. <br/>
Może i w środku cała się gotowała z wściekłości, ale nie chciała się kłócić, nie chciała go stracić. <br/>
Karl był wszystkim. Był powodem wszystkiego i efektem wszystkiego. <br/>
Karl był miłością, najczystszą formą miłości, miłości bezwarunkowej. <br/>
I uczyła się tej bezwarunkowości od niego, chciała być taka jak on. <br/>
To nieprawda, że ideałów nie ma. <br/>
Ona miała swój ideał. Realny ideał, który całował ją z coraz większą żarliwością, ideał, którego dłonie błądziły pod jej koszulką... <br/>
Ideał, który wolną ręką zrzucił wszystkie jej książki i szpargały na ziemię, po to, by doprowadzić ją do granic rozkoszy. <br/>
<br/>
Leżąc w ramionach Karla, nie mogła pozbyć się wrażenia, że go oszukuje. <br/>
Bo zawsze mówiła mu o wszystkim. A teraz zwyczajnie milczała, podczas gdy on przeczesywał palcami jej włosy. <br/>
Najgorsze było to, że zamknęła się przed nim zupełnie świadomie. <br/>
Nie wyładowała swojej złości o jego wyjazd, bo nie chciała mu powiedzieć o rozmowie z Wellingerem. <br/>
Nie wiedziała dlaczego, nie wiedziała skąd w niej ta izolacja od Karla. <br/>
Przecież nie miałby pretensji, wręcz przeciwnie, byłby dumny, że w końcu się otworzyła. <br/>
Tylko skąd w niej to poczucie zdrady? <br/>
Tamta rozmowa pozwoliła jej rozliczyć się z przeszłością, ale skomplikowała jej teraźniejszość. <br/>
Amanda nie była przyzwyczajona do podobnych rozmyślań. Gdy z czymś się gryzła, po prostu mówiła o tym Karlowi, a on w jakiś cudowny sposób rozwiązywał jej problemy. <br/>
Zgrzyt klucza w drzwiach wejściowych przestraszył ją. Niechętnie wysunęła się z ramion Geigera i usiadła na łóżku. <br/>
Karl westchnął cicho i wyszedł z pokoju, by przywitać się z Andreasem. Słyszała ich głosy, tak od siebie różne, a teraz niemal równie bliskie. <br/>
Pokręciła głową, próbując się doprowadzić do porządku. <br/>
Sięgnęła po jedną z książek i wróciła do nauki. <br/>
<br/>
Wtorkowe popołudnie nadeszło dla Amandy zdecydowanie za szybko, ale widząc te iskierki w oczach Karla, cieszyła się razem z nim. <br/>
Oczy Wellingera pewnie wyrażały to samo, jednak konsekwentnie unikała jego spojrzenia. <br/>
Szła pomiędzy nimi z pochyloną głową, po raz kolejny pogrążona we własnych myślach. <br/>
Najbliższe miesiące będą dla niej prawdziwą katorgą, nieustanną samotnością i ciągłą tęsknotą. <br/>
Za Karlem, za jego miłością i uśmiechem. <br/>
Za jego ramionami będącymi najszczelniejszą barierą odgradzającą ją od wszystkiego co złe. <br/>
Ale choć trudno jej było to przyznać nawet przed sobą, a tym bardziej zrozumieć, także za Wellingerem. <br/>
Za jego milczącą obecnością. <br/>
Za przelotnym, zakłopotanym spojrzeniem jego błękitnych oczu, gdy wpadali na siebie przed drzwiami do łazienki. <br/>
Była mu wdzięczna za to, że się nie narzucał. Po tamtej rozmowie nie wykonał żadnego zbędego ruchu i nie powiedział nic Karlowi. <br/>
Teraz miała zostać sama. <br/>
Teraz, gdy jej pozornie uporządkowane w ostatnich latach życie, zaczynało ją przerastać. <br/>
Kiedyś to wszystko było bardzo proste. Nie wiedziała czym jest miłość, jak to jest zależeć od drugiej osoby, martwić się o nią, ufać jej... <br/>
Pojawił się Karl i nauczył ją kochać. <br/>
Pokazał jej cudowny świat uczuć i banalnych, codziennych sytuacji, które sprawiały jej niezwykłą radość. <br/>
Każdy poranek z padającymi przez okno promieniami słońca i równie promiennym uśmiechem ukochanego. <br/>
Każdy kubek herbaty, który wsadzał w jej dłonie, gdy spędzała długie godziny na książkami. <br/>
Każdy spalony tost i te kuchenne wygłupy, gdy Karl paprał się w bitej śmietanie. <br/>
Każdy wspólny spacer, wspólne zakupy. <br/>
Każdy wieczór na ławeczce na balkonie w całkowitej ciszy. <br/>
Dla niej to właśnie było szczęście. <br/>
A potem pojawił się Andreas i uświadomił jej, że nie tylko Karl jest godny zaufania. <br/>
Ale tym samym zaburzył jej szczęście. <br/>
<br/>
Nienawidziła pożegnań. Ale byli już na dworcu i nie mogła tak po prostu uciec. <br/>
Andreas odszedł kilka kroków, dając im odrobinę prywatności. <br/>
Spojrzała w oczy Karla, na ten jego uśmiech z uniesionym jednym kącikiem warg. <br/>
Z trudem hamowała łzy. <br/>
Poprawiła mu czapkę, dostając w odpowiedzi cichy śmiech. <br/>
A potem otoczył ją ramionami, uderzyło w nią jego ciepło i ten zapach. <br/>
Zapach Karla. <br/>
Zapach miłości. <br/>
Puścił ją i odszedł szybko, bo nie chciał utrudniać tego rozstania ani sobie ani jej. <br/>
Skierowała się w stronę wyjścia, ale drogę przeciął jej Wellinger. <br/>
Ze zdziwieniem podniosła wzrok i dostrzegła spokojne błękitne spojrzenie. I uśmiech pełen otuchy. <br/>
Zesztywniała, gdy delikatnie ją objął, jednak po chwili dotarła do niej kolejna porcja ciepła. <br/>
I zapach. <br/>
Zapach Wellingera. <br/>
Zapach przyjaźni. <br/>
Ale czy tylko? <br/>
<br/>
Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-18594169992845687452013-11-15T18:27:00.001+01:002013-11-15T18:37:38.432+01:00Piątka.Andreas siedział w salonie, czekając na powrót Amandy, a robił to na prośbę Karla. Pił już trzecią kawę, a mimo to oczy same mu się zamykały. <br/>
Jego relacje z dziewczyną stawały się stopniowo coraz lepsze, choć zbyt często się nie widywali. Początkowo dziwiła go ta jej ciągła nieobecność, w końcu nie wytrzymał i zapytał o to Karla. Ten ze słabym uśmiechem opisał mu jej plan dnia, który wprawił Wellingera w niemałe zdumienie. Studia, praktyki w przedszkolu, wolontariat w domu dziecka i nocna praca w barze od poniedziałku do piątku, dzień w dzień, nie miał pojęcia jak to możliwe, że ona jeszcze normalnie funkcjonuje. Sam rozdzielał czas pomiędzy studia i treningi, co było dla niego wystarczająco męczące. <br/>
Październik minął mu w oka mgnieniu, a listopad dłużył się niemiłosiernie. Potrzebował skoków, konkursów, wyjazdów, przełamania tej monachijskiej rutyny. <br/>
Zgrzyt klucza w zamku przyjął jak zbawienie. Amanda pomachała mu ze zdziwioną miną i po zdjęciu butów weszła do salonu. <br/>
- Czekałem na ciebie, bo Karl mnie prosił, żebym ci przekazał, że pojechał do domu. - wyrzucił z siebie to zdanie jakby było jednym słowem. <br/>
Jej reakcja zupełnie go zaskoczyła. Najpierw cała zesztywniała, potem zaczęła głęboko oddychać, a na końcu wyszła bez słowa i po chwili usłyszał głuchy trzask drzwi do łazienki. <br/>
Wyniósł kubek do zlewu i poszedł spać. <br/>
<br/>
Rano jednak zaczął się martwić, bo Amanda nie siedziała w kuchni jak to miała w zwyczaju w soboty i niedziele. Zajrzał nawet do przedpokoju, by upewnić się, że nie wyszła gdzieś, gdy spał, ale jej skórzana kurtka wisiała przy drzwiach. <br/>
Coś tu bardzo mocno nie grało. <br/>
Podszedł do ich pokoju, jednak gdy miał już zapukać, zawahał się. Może po prostu spała, w końcu nie byłoby to nic dziwnego. <br/>
Postanowił pójść na spotkanie z kolegami ze studiów, ostatnie przed rozpoczęciem sezonu. <br/>
<br/>
Wrócił do domu późnym wieczorem. Amanda siedziała w salonie w za dużej bluzie z miską chipsów na kolanach i pilotem w dłoni. Ściągnął na siebie jej przelotne spojrzenie, wzruszyła ramionami i zaczęła przerzucać kanały. Usiadł obok niej i sięgnął po chipsa, ale odsunęła je od niego. <br/>
- Nie truj się tym gównem. - na jej ustach pojawił się grymas, który chyba miał być uśmiechem. <br/>
- A ty możesz? <br/>
- Nikt nie będzie za mną płakał. - wsadziła do ust całą garść. <br/>
- Ama... no weź przestań, co? Przecież jutro wróci. <br/>
- Nic nie rozumiesz. - postawiła miskę na ławie i wyszła na balkon. <br/>
Westchnął przeciągle i poszedł za nią. <br/>
Stała oparta łokciami o balustradę z głową skierowaną w dół. <br/>
- Idź stąd. Przeziębisz się. <br/>
- Przestań, do cholery. Nie jesteś moją matką. - doszedł do niej i otoczył ją ramionami. <br/>
Zesztywniała jak zawsze, gdy się przypadkiem dotknęli, ale po chwili wyprostowała się i oparła plecami o jego tors. <br/>
Pociągnął ją w stronę wyłożonej poduszkami ławeczki. <br/>
- Chcesz pogadać? <br/>
Popatrzyła na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wytrzymywał jej spojrzenie, aż w końcu kiwnęła głową. <br/>
- Przynieś piwo, dobra? <br/>
Wrócił z dwoma puszkami, wręczył jej jedną i usiadł obok. <br/>
Dziewczyna otworzyła i pociągnęła spory łyk. Podciągnęła kolana do klatki piersiowej i milczała. Tylko Karl znał jej historię. I to się miało nie zmienić, ale odczuwała teraz irracjonalną potrzebę, by opowiedzieć o wszystkim Andreasowi. <br/>
Ciągle budził w niej lęk, jednak stopniowo zastępowało go poczucie, że może mu zaufać. <br/>
Nie chodziło nawet o niego samego, po prostu musiała w końcu zacząć ufać ludziom. <br/>
A spośród wszystkich ludzi poza Karlem, to właśnie siedzący obok chłopak był jej najbliższy, nawet jeżeli nie przyznawała tego sama przed sobą. <br/>
Poczuła na swojej powoli zamarzającej dłoni jego ciepłą i silną dłoń. <br/>
I podjęła decyzję, nie myśląc jeszcze o konsekwencjach. Rozpaczliwie potrzebowała przyjaciela. <br/>
- Moja matka... zostawiła mnie. - każde kolejne słowo sprawiało jej ogromny ból, a zarazem ulgę. - Miałam pięć lat, kiedy uznała, że za pieniądze, które przeznacza na moje utrzymanie, może kupić sobie kilka razy więcej działek i butelek wódki. Nie wiem kto jest moim ojcem. Znaczy, nie pamiętam go, wtedy był podobno w więzieniu. W domu dziecka nie było tak źle, ale znalazła się dla mnie rodzina zastępcza. Wiesz, nie byłam łatwym dzieckiem, dość szybko mnie oddali. To się powtarzało kilka razy, później zaczęłam uciekać. Z reguły trafiałam do domu dziecka, ale po ostatniej ucieczce nie chciałam tam wracać, nie chciałam trafić do kolejnych pełnych zapału ludzi, którzy prędzej czy później i tak mnie zostawią. Wylądowałam na ulicy. <br/>
Umilkła i rękawem bluzy otarła swoje policzki. Łzy wypływały z niej mimowolnie, tak jak słowa. Czuła się coraz bardziej wolna od tych wszystkich zakorzenionych w niej głęboko emocji. Oparła głowę o ramię Wellingera i wciągnęła nosem chłodne listopadowe powietrze. <br/>
- Dopóki miałam pieniądze albo rzeczy, które mogłam sprzedać, wszystko było w porządku. Pod miastem są stare opuszczone budynki, gdzie w końcu trafia każdy, kto żyje na ulicy. Jest tam nawet prysznic, wiesz? Niektórzy wpadają tam na kilka dni, inni zostają na długo. Taka stała grupa rządzi się swoimi prawami. Kiedy mnie do niej przyjęli poczułam się, jakbym zyskała rodzinę. Oni organizowali jedzenie i inne takie. Ja nie brałam, ale to w zasadzie nie miało znaczenia i tak dostawałam działkę. Oddawałam ją komuś innemu w zamian za dodatkową kromkę chleba lub coś podobnego. Każdego dnia graliśmy w karty, przegrany zajmował się dostawą. Ja pierwszy raz przegrałam po roku mieszkania tam i po tym jak wyszłam na miasto, już nie wróciłam. <br/>
Sięgnęła po puszkę, ale tym razem tylko umoczyła w niej wargi. <br/>
- Poznałam Karla. Zaoferował mi swoje mieszkanie, rozumiesz? Nawet mnie nie znał, ale mi zaufał. Był taki inny niż ludzie, których znałam. Szczery, bezinteresowny... a kiedy powiedział mi, że mnie kocha, to oszalałam ze szczęścia. <br/>
Głos zaczął jej się łamać, więc przerwała i zamknęła oczy, przywołując do siebie wspomnienie tamtego sylwestra, poprzedzającego jej siedemnaste urodziny. <br/>
<br/>
<i>Po jedenastej wyszli ze swojej małej kawalerki na zasypane śniegiem ulice Monachium. Bez konkretnego celu plątali się po mieście. Stary dzwon przy niewielkim kościele rozpoczął w końcu wybijanie wyczekiwanej dwunastki. Wtedy Karl ujął jej dłoń i uśmiechnął się szeroko. Wpatrywał się w jej zaczerwienione od mrozu policzki, zbierając się na odwagę, po czym podniósł wzrok i wśród wystrzałów petard z jego ust wydobył się słaby szept, którego nie mogła usłyszeć. Przysunął się do niej bliżej i wypowiedział te słowa głośniej, jednak w tym samym momencie z pobliskiego baru wytoczyła się grupa dość głośnych imprezowiczów. Geiger stracił cierpliwość, zaśmiał się i krzyknął: <br/>
- Kocham cię, Ama! <br/>
Te słowa jeszcze dłuższą chwilę odbijały się echem, bo jak na złość, gdy on wrzasnął wokół zapanowała całkowita cisza, przerwana w końcu oklaskami podchmielonego towarzystwa spod baru. <br/>
Pocałował ją swoimi niedoświadczonymi wargami, sprawiając, że do dzisiaj drżała na wspomnienie tamtej cudownej rozkoszy. <br/>
- Ja ciebie też, Karl. - wyszeptała w jego odmrożone ucho. </i> <br/>
<br/>
- A potem przedstawił mnie swojej matce. - to zdanie sprawiło jej tylko ból. <br/>
Przeszłość zostawiła daleko za sobą, opowiadając o niej miała wrażenie, że mówi o kimś innym. <br/>
Ale z tym jak potraktowała ją pani Geiger nadal nie umiała się pogodzić. <br/>
Tak samo jak nie umiała się pogodzić z tym, że mimo to Karl teraz u niej jest. <br/>
Bez słowa podniosła się i poszła do swojego pokoju. <br/>
Nie mogła więc usłyszeć tego, co powiedział Wellinger. <br/>
Nie mogła zobaczyć w jego oczach dziwnego błysku. <br/>
Nie mogła się nawet domyślić, jakie wrażenie wywarła na nim jej opowieść. <br/>Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-14535360611142267002013-10-25T16:34:00.001+02:002013-10-25T20:40:12.398+02:00Czwórka. Ciche pukanie do jego pokoju wyrwało go z zamyślenia. Założył koszulkę i nacisnął klamkę. <br/>
Uśmiechnął się niepewnie na widok Amandy. <br/>
Spojrzała na niego obojętnie, a przynajmniej miała nadzieję, że tak to wyglądało. Nie chciała jawnie okazywać mu swojej niechęci, zgodziła się przecież żeby z nimi zamieszkał. Jednak z każdą chwilą żałowała tej decyzji. Jego obecność ją krępowała. Było w nim coś, co odbierała jako zagrożenie. <br/>
Bezpieczeństwo dawał jej jedynie Karl, tylko jemu ufała i nie była gotowa na zaakceptowanie kolejnej osoby w swoim życiu. <br/>
Wellinger nie był uciążliwym lokatorem, mimo że spędził w jej mieszkaniu dopiero jeden dzień, tego była już pewna. <br/>
Ale świadomość, że jest, że dzieli ich tylko jedna ściana, była paraliżująca. <br/>
- Hm, zrobiłam obiad. Więc jak lubisz lasagne to chodź. - ten krótki komunikat zakończyła już obrócona do niego plecami. <br/>
Słyszała za sobą jego kroki. <br/>
Czuła na sobie jego spojrzenie. <br/>
Jakie było? <br/>
Oceniające? <br/>
Kpiące? <br/>
Wiedziała, że wystarczy spojrzeć przez ramię, by się o tym przekonać. Ale nie mogła się na to zdobyć. <br/>
Skierowała swój wzrok na Karla, który już pałaszował swoją porcję. Posłał jej ciepły uśmiech, wyglądający niezwykle komicznie, gdyż jego policzki ciągle były wypełnione jedzeniem. <br/>
- Jedz, jedz, chomiczku... - w drodze do szafki po dodatkowy talerz otarła się o jego plecy. <br/>
Dla kogoś innego to zupełnie przypadkowe zetknięcie się dwóch ciał nie miałoby znaczenia. <br/>
Dla niej miało. <br/>
Każdy dotyk Geigera, nawet taki nieświadomy i wymuszony, był niezwykle cenny. <br/>
Może dlatego, że tylko jego do siebie dopuszczała. <br/>
Może dlatego, że tylko on był dla niej czuły. <br/>
Ale przede wszystkim dlatego, że tak bardzo go kochała. <br/>
Postawiła przed Wellingerem parujący talerz i ponownie przecisnęła się obok Karla do swojego ulubionego miejsca przy oknie. <br/>
Jedli w milczeniu. Drażniło ją to, bo o ile cisza między nią a Geigerem miała swój wydźwięk, to gdy byli we trójkę, stawała się nie do wytrzymania. <br/>
Przełknęła kęs, zbierając się w sobie, po czym wypowiedziała pierwsze słowa jakie przyszły jej na myśl: <br/>
- Zagramy w karty? <br/>
<br/>
Jakąś godzinę później, po czterech rozdaniach, które padły łupem Amandy, Wellinger nie wytrzymał i wybuchnął: <br/>
- Ty coś ściemniasz. Nawet Freitag nie ma takiej dobrej passy. <br/>
Dziewczyna obdarzyła go pobłażliwym uśmiechem, w którym czaiła się nutka przeprosin. Wręczyła mu przetasowane karty, mówiąc: <br/>
- Trudno się wyzbyć starych nawyków. <br/>
- Grałaś kiedyś na poważnie? - pytanie Wellingera padło jakby od niechcenia i Amanda wcale nie musiała na nie odpowiadać, jednak Karl zesztywniał, gdy je usłyszał. Rzucił jej niespokojne spojrzenie, ale ona patrzyła prosto na Andreasa. <br/>
- Na bardzo poważnie. I nie miałam w zwyczaju przegrywać. <br/>
Wellinger milczał, mając świadomość, że być może właśnie dowie się o niej czegoś. <br/>
Nie rozczarował się, Amanda pociąganęła ten wątek dalej. <br/>
- Przegrałam tylko raz, chociaż z perspektywy czasu, chyba tylko wtedy tak naprawdę wygrałam, bo dzięki tamtej porażce poznałam Karla... <br/>
Dziewczyna umilkła, nie zamierzała dzielić się z nikim wspomnieniem tamtego chłodnego letniego dnia. <br/>
<br/>
<i>Już myślała, że jej się uda. Wszystko przebiagało sprawnie aż do momentu przejścia przez te cholerne czujniki, które zamigotały na czerwono i zaczęły wyć jak oszalałe. Amanda starała się zachowywać normalnie, nie zatrzymała się, pewnym krokiem podążała przed siebie. Była przy samych drzwiach, które automatycznie otworzyły się przed nią, gdy usłyszała głośne: “Zaczekaj!". Nie miała wątpliwości, że chodzi o nią. <br/>
Rzuciła się do ucieczki, choć była świadoma, że nie ma żadnych szans. Była zbyt słaba, ostatni raz jadła trzy dni temu, nawet gdy szła kręciło się jej w głowie. <br/>
Jednak instynkt kazał jej biec. Czuła, że to wszystko dobrze się skończy. <br/>
Skręciła gwałtownie i rozejrzała się po zatłoczonej ulicy. <br/>
Myśl, kurna, myśl. <br/>
Jej wzrok padł na chłopaka, który ściskał w ręku plan miasta. <br/>
To była jej szansa, ryzykowna, ale jednak. <br/>
Ułamek sekundy później wpadła temu kolesiowi w objęcia, szepcząc mu do ucha: <br/>
- Proszę, obejmij mnie na chwilę. <br/>
Zamknęła oczy, modląc się w duchu, by jej posłuchał. <br/>
Poczuła jego ręce na swoich biodrach w tym samym momencie, gdy do jej uszu dotarło posapywanie. <br/>
Gdy dźwięk stał się cichszy, odsunęła się od chłopaka i uśmiechnęła się, dostrzegając sylwetkę ochroniarza na drugim końcu ulicy. <br/>
Już miała odejść, jednak jej wybawca dotknął jej ramienia. <br/>
Obróciła się gwałtownie z zamiarem opieprzenia kolesia, no bo co on sobie wyobrażał? <br/>
Nie dane jej było wypowiedzieć chociaż słowa, bo silny ból głowy niemal zwalił ją z nóg. Przytrzymała się chłopaka, próbując odzyskać stabilizację, ale nie było to łatwe zadanie. <br/>
- Wszystko w porządku? <br/>
- Gówno jest w porządku, wiesz? Nie no, skąd masz wiedzieć. Przecież zwiedzasz sobie Monachium i jesteś happy. <br/>
Zamiast zareagować, patrzył na nią spokojnie. <br/>
Wkurzyło ją to jeszcze bardziej, bo była boleśnie świadoma co dostrzegają jego ciemne oczy. <br/>
Przybrudzoną dziewczynę w znoszonych ciuchach. <br/>
Zapadnięte policzki, patykowate nogi, zniszczone blond włosy. <br/>
- Chyba powinnaś coś zjeść. Może pójdziemy... - urwał, widząc jej zdenerwowanie. <br/>
- Chcesz, kurwa, zbawiać świat? - spytała i splunęła mu pod nogi. - W dupie mam twoją litość. <br/>
Złapał ją za rękę i zaciągnął do najbliższej knajpy. Odsunął jej krzesło i siłą ją na nim posadził. <br/>
Zajął miejsce naprzeciwko i wręczył jej menu. <br/>
Spojrzała na niego z rozbawieniem. <br/>
- Nie mam kasy. - oznajmiła to tonem, z którego można było wywnioskować, że rozmawia z osobą niepełnosprawną umysłowo. <br/>
- Ale ja mam. To na co masz ochotę? <br/>
Mierzyli się wzrokiem przez całą wieczność, aż w końcu Amanda skapitulowała. <br/>
- Naleśniki z bitą śmietaną. <br/>
Uśmiechnął się słabo i zamówił dwie podwójne porcje. <br/>
- Tak w ogóle to jestem Karl. <br/>
- Gertruda. <br/>
Zaśmiał się cicho i spytał: <br/>
- A tak serio? <br/>
- Amanda. - umknęła spojrzeniem w bok. Nie była w stanie zwyczajnie patrzeć na tego chłopaka. Miała wrażenie jakby próbował ją rozgryźć i był blisko prawdy. <br/>
Gdy przyniesiono jedzenie, musiała powstrzymać się przed wepchnięciem jednocześnie czterech naleśników do ust. Zaczęła kroić je na malutkie kawałeczki i sukcesywnie je zjadała. <br/>
Kiedy ich talerze były już puste, Karl odezwał się ponownie. <br/>
- Słuchaj, wynająłem dzisiaj mieszkanie w Monachium. Gdybyś chciała to możemy tam pójść... <br/>
- Nie prześpię się z tobą. Wolę być brudna i głodna niż się puszczać. <br/>
Chłopak wzniósł oczy do nieba i pokręcił głową. <br/>
- Nie chcę z tobą spać. Po prostu... <br/>
- Aż tak jestem odrażająca? <br/>
- Amanda, posłuchaj mnie, ok? Będziesz sama w tym mieszkaniu, ja wprowadzę się dopiero we wrześniu. <br/>
- I co, niby tak po prostu zostawisz mi chatę i w ogóle? <br/>
Uśmiechnął się pod nosem. <br/>
- Powiedzmy, że będziesz mi kwiatki podlewać, ok? <br/>
- Czego ty ode mnie chcesz? <br/>
- Chcę ci pomóc. Przecież widzę, że nie jesteś głupia, nie ćpasz, po prostu dostałaś od życia kopa w tyłek i ktoś cię musi wyciągnąć z tego bagna. <br/>
- I to będziesz ty? <br/>
- Jeśli się zgodzisz. <br/>
Czekał na jej decyzję. <br/>
Ale ona naprawdę nie miała wyboru. Jej jedyną alternatywą był powrót do... <br/>
- No dobra, niech będzie. <br/>
Wtedy myślała, że znalazła ciepły kąt i prysznic. <br/>
Nie była świadoma jak bardzo zmieni się jej życie. <br/>
Jak wielką rolę zacznie odgrywać w nim Karl. <br/>
</i>Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-74702734791945874512013-10-11T21:28:00.001+02:002013-10-11T21:28:38.583+02:00Trójka. W końcu wysiedli z windy. Amanda pociągnęła klamkę w dół, a gdy drzwi nie ustąpiły, zapukała energicznie. Karl otworzył niemal w tym samym momencie. <br/>
W pierwszym odruchu uniósł brwi, ale szybko zdziwioną minę zastąpił charakterystyczny dla niego uśmiech. <br/>
Pocałował dziewczynę, tylko w czoło, ale w tym z porozu banalnym geście dało się dostrzec coś wyjątkowego. <br/>
Jakby to był sekretny, znany tylko im, język. <br/>
Język miłości. <br/>
Jedyny i niepowtarzalny. <br/>
Geiger spojrzał na Amandę wzrokiem przepełnionym oddaniem i głębokim uczuciem. <br/>
Wellinger nie widział twarzy dziewczyny, ale domyślał się, że wyraża to samo. <br/>
I poczuł się jak intruz. <br/>
Nieproszony gość, który nigdy nie zrozumie sensu i magii takich chwil. <br/>
Ten, który będzie zakłócał nadawanie uczuciowych fal. <br/>
Amanda odwróciła się do niego z szerokim uśmiechem i zamaszystym gestem zaprosiła go do środka. <br/>
- Tu jest twój pokój. - wskazała drzwi po prawej stronie i skierowała się do kuchni. <br/>
Karl sięgnął po jedną z walizek z zakłopotaniem wypisanym na twarzy i wniósł ją do pomieszcznia, które miał zajmować Andreas, po czym zostawił go samego. <br/>
Welli usiadł na rozkładanej sofie, rzucił okiem na proste meble i pastelowo zielone ściany. Prawdopodobnie po raz ostatni widział tu tak idealny porządek, bo fanem sprzątania zdecydowanie nie był. <br/>
Ale ta myśl wyleciała z jego głowy tak szybko jak się pojawiła. <br/>
Bo coś mu w tym wszystkim nie pasowało. <br/>
Może i Karl nie był zbyt rozmowny, ale zdarzało mu się opowiadać czasem o swojej dziewczynie. <br/>
Kreował ją na delikatną bezbronną istotkę, którą ciągle trzeba się opiekować. Takie trochę ciepłe kluchy. <br/>
Umysł Wellingera podsuwał mu w takich chwilach obraz przeciętnej dziewczyny z lekką nadwagą, noszącej okulary w grubej oprawie. <br/>
Rzeczywistość była zupełnie inna. <br/>
Amanda na pewno nie była przeciętna. Była pewną siebie, uśmiechniętą kobietą. Przynajmniej dopóki byli sami. <br/>
Przy Geigerze wydawała się być niezwykle spokojna, stateczna, dojrzała... <br/>
Może zbyt krótko ją znał, w zasadzie w ogóle jej nie znał, ale czuł, że ta różnica nie była przypadkowa. <br/>
Wzbudzała w nim niepokój, a zarazem dziwną fascynację. <br/>
Zastanawiał się, czy Karl ją tak naprawdę zna, czy nie jest tak, że wyobraził ją sobie w jakiś sposób, a ona dostosowała się do tego wyobrażenia. <br/>
Zanim zasnął, zdążył dojść jeszcze do wniosku, że za dużo myśli. <br/>
<br/>
<br/>
Następnego ranka, choć większość ludzi uznałaby godzinę siódmą w niedzielę za świt, Amanda siedziała w kuchni z miseczką płatków wymieszanych z jogurtem o smaku owoców leśnych i czytała książkę. <br/>
Dla osoby z jej przeszłością taki sielski obrazek był ziszczeniem dawnych marzeń. Cisza, spokój, dach nad głową, jedzenie... dziewczyna potrafiła docenić to, co dla większości było normą. <br/>
A książka? Szkoła była jedynym czynnikiem łączącym ją z rówieśnikami, dlatego zawsze trzymała się jej kurczowo. Nie przerwała nauki w nawet najtrudniejszych momentach swojego życia. Nie traktowała jej nigdy jako obowiązku, dla niej był to przywilej, coś, co wyróżniało ją z jej środowiska. <br/>
Nagłe, zupełnie niespodziewane chrząknięcie, sprawiło, że aż się wzdrygnęła. Podniosła wzrok znad czytanego tekstu, by ujrzeć Wellingera, opierającego się o framugę kuchennych drzwi. <br/>
- Mógłbyś się ubrać. - rzuciła, po tym jak zorientowała się, że jego strój stanowią krótkie spodenki i klapki z Adidasa. <br/>
Uśmiechnął się w odpowiedzi i usiadł przy drugim końcu stołu. Mierzyli się wzrokiem, żadne nie chciało przegrać tej wymiany spojrzeń, w końcu jednak Andreas przeniósł swoje zainteresowanie na zegar, którego wskazówki informowały, że jest dziesięć po siódmej. <br/>
Ziewnął przeciągle, rozglądając się po pomieszczeniu, starannie omijąc miejsce zajmowane przez dziewczynę. <br/>
- Jeżeli liczysz na to, że zrobię ci śniadanie, to się mylisz. - uśmiechnęła się uroczo, oblizując łyżeczkę. <br/>
- No to będziesz miała na sumieniu moją śmierć głodową. <br/>
- Mamusia nie nauczyła jak się kanapeczki robi? <br/>
- Ale na szczęście Ciebie nauczyła. <br/>
Amanda podniosła się, tłumiąc narastającą w niej złość. Wsadziła miskę do zlewu, wróciła się po książkę i opuściła kuchnię, zostawiając Wellingera z jeszcze większą liczbą pytań. <br/>
Zupełnie nie rozumiał dlaczego tak bardzo chciał poznać odpowiedzi. <br/>
I czemu zależało mu na bliższym poznaniu tej dziewczyny. <br/>
Jak do tej pory była dla niego wielkim znakiem zapytania. <br/>
A ludzie mają to do siebie, że chętnie brną w nieznane. Niestety. <br/>
Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-27994997318838378952013-09-26T18:51:00.001+02:002013-09-26T18:51:58.181+02:00Dwójka. Wokół szalał sztorm. <br/>
Niemal czarne niebo z dużą częstotliwością rozjaśniały błyskawice. <br/>
Amanda obserwowała nieokiełznany żywioł z kajuty. <br/>
Grad rytmicznie uderzał o szybę, ale nie wzbudzało to w dziewczynie strachu. <br/>
Nie musiała się bać, była przecież bezpieczna. <br/>
Czuła się tak pewnie, że opuściła ciasne pomieszczenie i stanęła przy burcie. <br/>
Wiatr rozpoczął zabawę z jej włosami. <br/>
Grad uderzał w nią z każdej strony. <br/>
Piorun huknął tuż nad jej głową. <br/>
Ale ona była spokojna. <br/>
Dopóki znajdowała się na statku nie czuła się zagrożona. <br/>
Nie przewidziała jednak nadejścia ogromnej fali, która zalała pokład i ścięła ją z nóg. <br/>
Próba podniesienia się sprawiła, że wpadła do lodowatej wody. <br/>
Jej statek zaczął się oddalać. <br/>
Sama nie miała siły, by utrzymać się na powierzchni. <br/>
Tafla wody zamknęła się nad nią i zaczęła opadać na dno... <br/>
<br/>
Wybudzenie się z koszmaru miało być ukojeniem. <br/>
Ale nie było. <br/>
Bo czuła chłód z prawej strony. A stamtąd powinno bić ciepło.
Ciepło Karla. <br/>
Znajome i potrzebne. <br/>
Gdy otworzyła oczy, przekonała się jak bardzo brutalna potrafi być rzeczywistość. <br/>
Bo nie było go nawet w pokoju. <br/>
A ona nie była przyzwyczajona do takich sytuacji. <br/>
Bo to ona zawsze wstawała pierwsza. <br/>
Bo zawsze celebrowali sobotnie poranki. <br/>
Nie chciała budzić się samotnie. <br/>
Wstała, rzucając tęskne spojrzenie w stronę łóżka. <br/>
Ale bardziej niż łóżka potrzebowała Karla. <br/>
Znalazła go w kuchni, opartego o okienny parapet. <br/>
Już miała podejść i wtulić się w jego wygięte w łuk plecy, by nabrać sił na rozpoczynający się dzień. <br/>
Nie pragnęła niczego innego. <br/>
Ale jedno słowo zatrzymało ją w pół kroku. <br/>
To najbardziej znienawidzone ze wszystkich słów. <br/>
Wypowiedziane przez Karla do telefonu. <br/>
Wyjaśniające czemu był na nogach o tak nieludzkiej godzinie. <br/>
Mamo. <br/>
Chyba wiedźmo. <br/>
Krew w żyłach Amandy z pewnością przekroczyła dozwoloną prędkość. <br/>
Całe opanowanie, którego uczył ją Karl, poszło się jebać. <br/>
Przebiegła przedpokój i wpadła do łazienki. <br/>
Wykorzystując całą siłę swoich drobnych rąk, trzasnęła drzwiami. <br/>
Pośpieszne kroki Karla mieszały się z dźwiękiem rozstrzaskującej się szyby. <br/>
Kilka odłamków prysnęło w jej stronę, kalecząc jej skórę, ale była zbyt wściekła, by zwrócić na to uwagę. <br/>
- Mamo, muszę kończyć, mamy mały przeciąg. - słowa chłopaka spowodowały u niej wybuch histerycznego śmiechu. <br/>
Cóż, przecież zdaniem jego matki, tym właśnie była. <br/>
Wariatką. <br/>
Szmatą. <br/>
Nic nieznaczącym zerem. <br/>
Nie zorientowała się kiedy Karl znalazł się przy niej. Sięgnął po jej krwawiącą dłoń, ale mu ją wyrwała. <br/>
Wcale nie chciała się uspokajać. <br/>
Chciała, żeby jego matka w końcu przestała mieć na niego wpływ. <br/>
Ale nie była głupia. <br/>
Wiedziała, że to nierealne marzenie. <br/>
Ułamek sekundy później na policzku Geigera powstał czerwony ślad po solidnym uderzeniu. <br/>
Ta bezsilność ją wykańczała. Nie miała siły walczyć. Ani udawać. <br/>
A on był spokojny. <br/>
Jak zawsze. <br/>
Przyglądał się jej w milczeniu, po czym niezdarnie i ostrożnie, ale z ogromem czułości, otoczył ją ramionami. <br/>
I czekał. <br/>
Bo czas rozwiązywał ich kłótnie. <br/>
On nie był gotowy na konfrontację. <br/>
Ale za to był cierpliwy. <br/>
Kochał ją. <br/>
Mimo jej wad. Tak wielu wad. Może nawet zbyt wielu wad. <br/>
Ale kocha się człowieka, a nie nieistniejący ideał. <br/>
A człowiek ma wady. <br/>
W końcu oparła głowę o jego tors. <br/>
Trwali tak w milczeniu, świadomi, że słowa nie są potrzebne. <br/>
Bo słowa mogłyby wywołać kolejny pożar. <br/>
I straż mogłaby nie dotrzeć na czas. <br/>
<br/>
W milczeniu opatrywał jej rany, wysłuchując masy przekleństw z jej ust. <br/>
Uśmiechał się pod nosem, bo taką właśnie ją poznał. <br/>
Jej ostry, wulgarny język był jej nieodłączną częścią. <br/>
Reliktem jej przeszłości. Takim, który mógł zaakceptować. <br/>
<br/>
- Przepraszam. - dotknęła palcami jego policzka, uśmiechając się łagodnie. <br/>
W odpowiedzi pocałował jej dłoń. <br/>
Nie usprawiedliwiał jej zachowania, próbował ją zrozumieć. <br/>
Taka była. <br/>
Taką ją kochał. <br/>
Pełną sprzeczności. <br/>
Nieobliczalną. <br/>
Bo nie udawała, nie kłamała, była sobą. <br/>
Jego Amandą. <br/>
Jego iskierką. <br/>
Jego gwiazdką zdjętą z nocnego nieba. <br/>
Była dla niego wszystkim. <br/>
<br/>
Odsunęła się od niego i zniknęła w sypialni. <br/>
Zmiótł szkło i wyciągnął pozostałości szyby z drzwi. <br/>
Wyrzucał to wszystko do śmieci, gdy stanęła za nim. <br/>
- Idę na zakupy. <br/>
Skinął głową, ale się nie odwrócił. <br/>
Pocałowała go w kark z lekkim westchnięniem. <br/>
A potem trzasnęły drzwi. <br/>
<br/>
<br/>
Stał na chodniku z dwoma walizkami i torbą przewieszoną przez ramię. <br/>
Nikt nie prosił go o autograf. <br/>
Nikt nie chciał z nim zdjęcia. <br/>
Nikt nie piszczał na jego widok. <br/>
Ludzie mijali go, niektórzy rzucali na niego okiem, inni całkiem go ignorowali. <br/>
Jego raj miał od dzisiaj nazwę. <br/>
Monachium. <br/>
To już nie zapadła dziura, gdzie wszyscy znają jego i całą rodzinkę. <br/>
To miasto, w którym każdy żyje własnym życiem. <br/>
Tego właśnie chciał. <br/>
Chyba naprawdę był w czepku urodzony. <br/>
Sięgnął po telefon, w którym miał zapisany adres. <br/>
Rosenstrasse 17/9 <br/>
I gdzie to niby jest? W lewo? W prawo? <br/>
Tak, z jego orientacją w terenie było zdecydowanie źle. <br/>
- Przepraszam... - zwrócił na siebie uwagę przechodzącej dziewczyny. <br/>
Uśmiechnęła się na jego widok. <br/>
- Jesteś już? No to idziemy. - powiedziała i ruszyła dalej. <br/>
Stał w miejscu jak wmurowany. <br/>
Po dwóch krokach odwróciła się w jego stronę i pokręciła głową. Przemierzyła ponownie dzielącą ich odległość i wyciągnęła do niego rękę. <br/>
- Amanda. - rzuciła, a gdy nadal wpatrywał się w nią cielęcymi oczami, dodała: - Dziewczyna Karla. <br/>
Ta informacja przywróciła mu zdolność myślenia. Uścisnął jej dłoń, bez słowa, przecież wie kim jest. <br/>
Wyciągnęła rączkę z jednej walizki i zaczęła ciągnąć ją za sobą. <br/>
Chwycił szybko drugą i podążył za nią. <br/>
- Dałbym sobie radę. - stwierdził. - Serio. <br/>
- Nie wątpię. - zatrzymała się pod jedną z pomalowanych na ciemnobrązowo klatek. <br/>
Obserwował jak wbija jakieś cyfry, po czym usłyszał charakterystyczny dźwięk i uprzedził jej rękę sięgającą do klamki. <br/>
Pociągnął drzwi do siebie i poczekał aż wejdzie. <br/>
Spotkali się ponownie przy windzie, której oczywiście jeszcze nie było. <br/>
W końcu jakiś dziwny gong oznajmił, że mogą wsiadać. <br/>
Tym razem była szybsza i sama sobie otworzyła. Wszedł za nią, zauważył, że wcisnęła czwórkę. <br/>
Nie miał pojęcia o czym z nią rozmawiać, więc milczał. <br/>
Nie tak wyobrażał sobie dziewczynę Karla. <br/>
Zdecydowanie nie tak. <br/>
<br/>Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-45038994386498265732013-09-06T21:24:00.001+02:002013-11-12T19:12:36.971+01:00Jedynka. Amanda wyszła z baru tylnym wyjściem. <br/>
Przeklinała się w duchu za to, że nie zabrała butów na zmianę. Spacer w szpilkach przez pół miasta o tej porze i przy tym stopniu zmęczenia nie był zbyt kuszący. Nie zamierzała jednak zamawiać taksówki, bo z pewnością wydałaby na nią wszystkie dzisiejsze napiwki. Po zerknięciu na zegarek stwierdziła, że jednak wczorajsze. <br/>
Wyszła zza budynku i skręciła w lewo, gdy poczuła czyjeś ręce na swojej talii. <br/>
Krzyk zamarł jej na ustach, ciało zesztywniało, a przez głowę przewinęły się wspomniania podobnych sytuacji sprzed kilku lat. <br/>
Wiedziała, że ma tylko jedną szansę na uwolnienie się. <br/>
Zaczęła się odwracać, gotowa uderzyć kolanem tam, gdzie faceta boli najbardziej, gdy przy uchu usłyszała szept. <br/>
- Cześć kochanie. - ukochany głos sprawił, że całkiem się rozsypała. Oparła głowę o tak doskonale znane zagłębienie w jego szyi. <br/>
Jej oddech powoli się uspokajał. <br/>
- Co ty tu robisz? - spytała, odsuwając się, by spojrzeć w jego ciemne oczy. <br/>
Oczy, które od zawsze patrzyły na nią tak samo. <br/>
Oczy, które w każdej chwili były przepełnione miłością i troską. <br/>
Jej Karl. <br/>
Jej miłość i ostoja. <br/>
Ten, który wyciągnął ją z życiowego bagna. <br/>
I ten, który dał jej nadzieję na normalną przyszłość. <br/>
Karl, na którym budowała swój świat. <br/>
Karl, który był najważniejszą częścią tego świata. <br/>
- Przyjechałem po ciebie. - uśmiechnął się, otwierając jej drzwi do samochodu. <br/>
Wsiadła i zapięła pas. <br/>
Gdy chłopak pojawił się za kierownicą, odpięła go, by zasmakować jego ust. <br/>
Całowali się bez pośpiechu, z pełnym zaangażowaniem. <br/>
W końcu Karl oderwał się od niej i z czułością pogładził jej policzek. <br/>
Obdarzyła go tym szczególnym uśmiechem, zarezerwowanym tylko dla niego. <br/>
Odpalił silnik i ruszyli do domu. <br/>
Cisza panująca między nimi była tą magiczną ciszą, która może zapanować tylko między dwojgiem kochających się ludzi. <br/>
Kochali się. <br/>
Karl co chwilę zerkał w jej stronę, a ona przyglądała mu się bez przerwy. <br/>
Taki spokojny. <br/>
Taki skupiony. <br/>
Taki jej. <br/>
Dojechali i jakimś cudem Karlowi udało się zaparkować przed blokiem. <br/>
Wysiadł i otworzył jej drzwiczki. Włączył alarm, po czym sięgnął po jej dłoń, splatając swoje palce z jej palcami. <br/>
Wspięli się po schodach na czwarte piętro i w końcu znaleźli się w mieszkaniu. <br/>
Karl wziął od Amandy torebkę, a ona zdjęła buty i zniknęła w łazience. <br/>
Zmywała makijaż, gdy stanął za nią. <br/>
Uśmiechnęła się do niego w lustrze, a on zaczął masować jej ramiona. <br/>
Zamruczała cicho pod wpływem rozkoszy jaką jej sprawiał. <br/>
Pokrywał jej szyję pocałunkami, a gdy dotarł do karku, odwróciła się i wpiła w jego usta. <br/>
Ten pocałunek był inny. <br/>
Zachłanny. <br/>
Namiętny. <br/>
Ich koszulki wylądowały na podłodze. <br/>
Spodnie Amandy szybko do nich dołączyły, zaś Karl mocował się z paskiem. <br/>
Dziewczyna zaśmiała się i zrzucając po drodze bieliznę, weszła do kabiny. Kręciła chwilę kurkami, by osiągnąć optymalny strumień i ciepło wody. <br/>
W końcu chłopak dołączył do niej. <br/>
Przyciągnął ją do siebie, obejmując w pasie. Wbiła paznokcie w jego plecy, rozpaczliwie go pragnąc. <br/>
Nie kazał jej długo czekać. <br/>
Odchyliła głowę do tyłu, przyjmując na twarz letnie krople, które w zetknięciu z jej rozpaloną skórą i tak wydawały się gorące. <br/>
Jak zawsze idealnie zgrani, wkroczyli na najwyższy poziom rozkoszy w tym samym momencie. <br/>
Ama odwróciła się plecami do Karla i oparła czoło o zimne kafelki, próbując dojść do siebie. <br/>
Poczuła jego dłonie na swoich biodrach, on jako sportowiec miał dużo lepszą kondycję. <br/>
Oparł brodę o jej ramię i delikatnie ugryzł ją w ucho. <br/>
- Nie pomagasz mi, Geiger. - syknęła z uśmiechem. <br/>
- Kocham cię. - odparł, jakby to wszystko wyjaśniało. <br/>
Bo przecież wyjaśniało. <br/>
Te dwa słowa były jedyną poprawną odpowiedzią na każde pytanie. <br/>
Wyciągnął ją spod prysznica i otulił ręcznikiem. <br/>
Wytarła się i sięgnęła po jego koszulkę. Założyła ją na siebie w drodze do sypialni. <br/>
Wsunęła się pod kołdrę i wierciła się, próbując znaleźć najwygodniejszą pozycję. <br/>
Jej wysiłki były bezskuteczne, dopiero gdy Karl położył się obok i ułożyła się w jego ramionach, poczuła, że jest w odpowiednim miejscu. <br/>
Po minucie spała już jak małe dziecko, a on nadal głaskał ją po głowie. <br/>Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-28935465199654134402013-09-02T14:18:00.001+02:002013-09-02T14:30:54.968+02:00Prolog. Czasem nie zdajemy sobie sprawy, że jeden moment może zmienić w naszym życiu dosłownie wszystko. <br/>
Jedna nasza decyzja może sprawić, że otoczy nas ogień, który zniszczy to, co dla nas cenne. <br/>
Jednak na zgliszczach możemy wybudować coś, co nada sens naszemu życiu. <br/>
Coś, co sprawi, że wszystko inne wyda nam się odległe i bez znaczenia. <br/>
Coś w co będziemy brnąć bez względu na konsekwencje, za każdą cenę. <br/>
Ta jedna decyzja... <br/>
Ta jedna decyzja, która tak wiele zada ran. <br/>
Ta jedna decyzja, która przyczyni się do stworzenia czegoś zupełnie nowego. <br/>
Nie nam dane oceniać, czy to błąd, czy trafny wybór. <br/>
My możemy tylko zebrać plon. <br/>
Tak działa ten popieprzony świat. <br/>Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-66745089169228430622013-09-01T18:14:00.001+02:002013-09-01T18:18:27.551+02:00Bohaterowie. <b>ona</b> <br/>
<br/>
<center><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-nr9-YOSaOjM/UiNmi9WM55I/AAAAAAAAAGk/gVGWrlXskVM/%25255BUNSET%25255D.jpg width="320" height="213"/></center> <br/>
<br/>
Amanda Schultz <br/>
Data urodzenia: 1.01.1995r. <br/>
<br/>
<br/>
<b>on</b> <br/>
<br/>
<center><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-RqSAbe4x4E4/UiNm5bznLsI/AAAAAAAAAGs/lcbdCio2EgE/%25255BUNSET%25255D.jpg width="320" height="213"/></center> <br/>
<br/>
Karl Geiger <br/>
Data urodzenia: 11.02.1993r. <br/>
<br/>
<br/>
<b>i on też</b> <br/>
<br/>
<center><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-mCUMrfE0G_g/UiNneC9NGkI/AAAAAAAAAG0/kgnBIv1jILU/%25255BUNSET%25255D.jpg width="320" height="211"/></center> <br/>
<br/>
Andreas Wellinger <br/>
Data urodzenia: 28.08.1995r. <br/>
<br/>Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2271853755331669556.post-50693610051385637602013-09-01T17:12:00.001+02:002013-09-01T17:18:45.982+02:00Siema. Zaczynam. Coś nowego. <br/>
Bo pewien KTOŚ nie daje mi żyć w spokoju. <br/>
Miało być później, będzie już teraz. <br/>
<br/>
Jeżeli chodzi o dedykację, to nie miałam wątpliwości. To właśnie dla Ciebie kochana za to, że jesteś. Za to, że mnie znosisz. Za wszystkie nasze rozmowy. I dlatego, że wiem, że pokochasz ich równie mocno. <br/>
<br/>
Czyli startujemy. <br/>Blangiehttp://www.blogger.com/profile/06182285085896189384noreply@blogger.com1