czwartek, 23 stycznia 2014

Dziewiątka.

Amanda nigdy wcześniej nie miała w sobie tyle siły do działania.
Przy Karlu żyła, a przy Andreasie zaczynała to życie przeżywać.
Zaczynała rozgrzebywać swoją przeszłość, wyrzucała ją z siebie. Zbyt długo nosiła głęboko w sobie piętno trudnego dzieciństwa i wczesnej młodości pozbawionej beztroski.
W końcu dorosła do tego, by zmierzyć się z tym co było i wyjść z tej konfrontacji bez łez, za to z poczuciem, że mimo wszystko wygrała.
Wygrała życie.
Wygrała miłość.
I wygrała przyjaźń.

Wkraczając na teren cmentarza, spojrzała przez ramię na Andreasa, który posłał jej lekko niepewny, ale mimo to pełen otuchy, uśmiech. Nie wiedział czemu się tu znaleźli, jednak nie zadawał żadnych pytań, a ona nie zamierzała mu jeszcze niczego wyjaśniać. Sama nie uświadamiała sobie do końca motywów swojego postępowania, dlatego prowadziła go okrężną drogą, choć gdy zatrzymali się już przy najbardziej imponującej mogile, ciągle nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów.
Strzepała ręką śnieg z płyty, odsłaniając tym samym nazwisko, które nosiła oraz dwa imiona, wzbudzające w niej skrajnie odmienne uczucia. Powiodła palcem po uśmiechu dziadka na zdjęciu, uśmiechając się przy tym nieświadomie, a gdy przeniosła wzrok na drugą fotografię na jej twarzy pojawił się niejednoznaczny grymas.
Dorothea Schultz nigdy nie była ciepłą, kochającą babcią. Amanda zapamiętała ją jako surową, doniosłą kobietę, bez skłonności do okazywania uczuć.
W domu w pudełku po butach ukrytym na dnie szafy Ama przechowywała plik listów, które otrzymała od adwokata spełniającego ostatnią wolę babci. Znała je niemal na pamięć i dzięki temu zaczęła patrzeć na zmarłą trochę inaczej.
Wnuczka była dla niej żywym dowodem na to, że poległa jako matka, stąd jej chłodny stosunek. Dorothea obwiniła siebie za to, co robiła jej córka i nie umiała pogodzić się z tym jak nisko upadła.
W ostatnim liście, który napisała kilka godzin przez śmiercią, prosiła Amandę o wybaczenie.

"Zawiodłam moją córkę, ale zawiodłam też Ciebie, Amando. Nie będziesz potrafiła mnie zrozumieć, ale może kiedyś mi przebaczysz. Wiem, że powinnam przejąć opiekę nad Tobą, ale nie umiałam się na to zdobyć. Fizycznie byłaś wierną kopią własnej matki, wychowując Ciebie, miałabym wrażenie, że znów popełniam te same błędy. Nie umiem sobie wyobrazić jakim piekłem było Twoje życie, ale dzięki detektywom wiem, że świetnie sobie radzisz.
Nie jesteś swoją matką, a ja za późno to zrozumiałam.
Nie zwrócę Ci lat dzieciństwa i nie naprawię krzywd, których doświadczyłaś, nie tylko dlatego, że wkrótce umrę. Nie jestem w stanie cofnąć tak wielu złych decyzji, które podjęłam. Chcę jednak, żebyś przyjęła cały majątek naszej rodziny. Przemyśl to dobrze, proszę. To wszystko należy się właśnie Tobie.
Dopiero u kresu swojego życia uświadomiłam sobie, że wśród zła może pojawić się ziarenko dobra. Zawsze traktowałam nastoletnią ciążę Twojej matki jako największy błąd jej życia, zamiast dostrzec, że przecież jesteś jedynym sukcesem jaki odniosła.
Wybacz mi, proszę. Ty byłaś najmądrzejsza i najsilniejsza z nas wszystkich.
Walcz o siebie, bo tylko to możesz zrobić.
Zawsze Cię kochałam, Amando, ale o wiele za późno się o tym przekonałam."


Te słowa wyryły się w pamięci dziewczyny i odtworzenie ich po raz kolejny sprawiło, że po jej policzku potoczyła się samotna łza.
- Wybaczam Ci. - poruszyła bezgłośnie ustami.
Odwróciła się do Andreasa, nieznacznie unosząc kąciki warg.
- Możemy iść.
Kiwnął głową i powoli ruszył przed siebie, dając jej szansę na zmianę zdania. Słyszał jednak śnieg skrzypiący pod jej butami, a po chwili poczuł jej obecność po swojej prawej stronie.
- Dziękuję. - powiedziała cicho, tak cicho, że spojrzał na nią pytająco i znalazł potwierdzenie w jej oczach.
- Za co?
- Że przyszedłeś tu ze mną. Za to, że nie pytasz, nie naciskasz.
- Nie jesteś gotowa na rozmowę.
- Masz rację, nie jestem. - głos lekko jej się załamał, ale Wellinger obrzucił ją tylko pełnym troski spojrzeniem, po czym udał, że wcale tego nie usłyszał.
Zastanawiała się jak to możliwe, że ktoś taki jak on ma w sobie tak wiele empatii i zrozumienia dla innych. Nie dla innych, po prostu dla niej.
Do jej podświadomości wkradł się strach. Nie mogła być pewna, że on traktuje tak wszystkich, bo jedyną osobą, z którą go widywała był Karl. Relacje tej dwójki określiłaby jako serdeczne, ale niezbyt głębokie. Trudno byłoby ich nazwać przyjaciółmi.
Uświadomiła sobie właśnie, że Wellinger był bliższy jej niż Geigerowi i nie wynikało to wcale z faktu, że Karl nie był zbyt towarzyski.
Pod wpływem Andreasa zrzuciła z siebie pancerz, który do tej pory szczelnie okrywał ją przed cały światem i nawet trochę przed Karlem. Nawet on nie dotarł nigdy do wszystkich zakamarków pamięci Amandy. Wielokrotnie nakłaniał dziewczynę do rozmowy, ale ona nie otwierała się przed nim całkowicie. Nie to, że nie chciała, zwyczajnie nie miała siły przeżywać tego na nowo.
A teraz ta siła pojawiała się w niej jakby z niemocy, która tkwiła w niej przez lata.
A może to właśnie Wellinger był źródłem tej siły?

***

Nie mam siły, wściekłość mnie rozsadza i w ogóle źle.
W dodatku ferie dopiero za tydzień.
Wszelkie nowe projekty póki co odłożone, ale jeżeli macie ochotę mnie znosić w większej ilości, to zapraszam na
http://ichhistoria.blogspot.com/ <-- wracam tam, by ostatecznie zakończyć sprawę niemiecką.
Kocham Was, najwspanialsze czytelniczki na świecie. <333

13 komentarzy:

  1. Cholera, aż nie wiem od czego zacząć.
    Tak sobie myślę, że na całe szczęście już większość tego rozdziału kiedyś tam przeczytałam, dzięki temu mam dziś chłodniejszą głowę i może nawet uda mi się napisać parę sensownych zdań na temat.
    Ta cała scena na cmentarzu jest niezwykła i wzrusza mnie za każdym razem tak samo. Zwłaszcza ten list dla Amy od jej babci, to jest po prostu dowód Twojego mistrzostwa i geniuszu, choć pewnie i tak się ze mną nie zgodzisz, jak zawsze, no ale trudno.
    I kurczę, dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Karla już tu nie było od dobrych kilku rozdziałów, czy on już na dobre przyrósł do swojej mamusi?
    Boziu, nawet nie wiesz jak mnie ciekawi co to będzie jak on powróci. W końcu chyba zauważy, że trochę się pozmieniało. A Amanda,z tego co pamiętam co mówiłaś, nie potraktuje go specjalnie życzliwie.
    A o Pieszczoszku tym naszym kochanym to aż sie boję wspominać, bo po tym rozdziale narosła we mnie taka miłość do niego, że aż nie mogę.
    To może nawet dobrze, trzeba czymś zastąpić tą pustkę po sama-wiesz-kim.
    No.
    W zasadzie to nie wiem co jeszcze napisać, bo o Wellim nie mogę, a jak się jeszcze odniosę do tego listu i tych Twoich opisów to się pewnie całkowicie rozkleję.
    Mówiłam, że nie umiem pisać komentarzy, a już na pewno nie takich jak Ty.
    Ale może kiedyś stanie się cud i napiszę taki komentarz, w którym Ty uwierzysz w każde moje słowo, co?
    Kocham Cię bardzo, mentosku <333
    I już lecę na Rysieńka <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli Karl nie wyrwie się z macek mamusi i w porę się nie opamięta, to straci Amandę na dobre, o ile to już nastąpiło. Welli wydaje się być bardzo mądrą i ( sama się dziwię, że to piszę) dojrzałą osobą. To na razie jest przyjaźń, ale bardzo mnie ciekawi, co też w swojej główce myśli Andreas. Wątpię, żeby próbował "zdobyć" Amandę.
    Choć to przecież takie typowe. Często łatwiej wyznać nam problemy przed zupełnie obcą osobą, z którą nie łączą nas więzi emocjonalne.
    Ech... Ten Karl cały czas mi chodzi po głowie. Czekam na to, aż znowu się pojawi ( no chyba, że już na dobre zamieszkał z mamcią) i na to, jak zareaguje na to wszystko.
    Pozdrawiam :*
    PS: Miałam się nie powtarzać przy każdym moim komentarzu na temat tego, jak świetnie piszesz, ale nie mogę się powstrzymać. Kocham Twoje opisy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam ten rozdział dwa razy i nie mam pojęcia co napisać. Masz świetny styl pisania, czego ci bardzo zazdroszczę. Yh i ja się pytam Gdzie jest Karl? Ile on chce siedzieć u tej mamusi? To jest dorosły chłopak no.. Niepokoi mnie relacja Anny i Andreasa. Trochę szkoda mi tutaj Karla, bo jeśli Anna i Andreas będą razem, to złamią mu serce. Z drugiej jednak strony Anna z Karlem nie jest szczęśliwa. No dobra, może jest szczęśliwa, ale jednak nie w pełni. Dobra ja już kończe te rozkminy bez sensu. Bardzo podoba mi się list. Wzruszył mnie. Ukazałaś w nim prawdę, że niekiedy dopiero na łożu śmierci potrafimy wybaczyć i zrozumieć ile mamy i ile tracimy. Ciekawi mnie tylko co z tym majątkiem (tak, jestem materialistką, wydało się). Mam nadzieję, że Karl weźmie się ogarnie i wróci. Na koniec przepraszam cię za tem beznadziejny komentarz (nie umiem pisać normalnych komentarzy) i wolnej chwili chciałabym zaprosić cię na mojego bloga:
    done-with-the-wind.blogspot.com
    Pozdrawiam i dużo weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Karl ty głupku.
    Myślałam, że on do tej mamuśki tylko na wigilijną kolację pojechał, a on tam siedzi i siedzi i końca nie widać.
    No okropny jest, ale mnie kurcze i tak go będzie żal, gdyby został sam, choć przecież się o to notorycznie prosi.
    Natomiast Pieszczoszek jest idealny, ani jednej rysy nie ma na tym stworzonku.
    Chodzi z nią wszędzie, opiekuje się, ale co najważniejsze nie naciska w żadnej kwestii.
    I myślę, że w przypadku docierania do człowieka poranionego to właśnie jest najważniejsze.
    Bo ona się otwiera.
    Nie w tempie ekspresowym ,ale jednak.
    Oh ten Andi<3
    Jesteś geniuszem Skarbie. Lecę na Rysia, nawet nie wiesz jak się cieszę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko, co za świetny rozdział... wróć! Cały blog jest MEGA napisany. Jak Ty to robisz? Niektóre momenty to czytałam z 2-3 razy :-) Piękne opowiadanie i na pewno będę wpadała tutaj wcześniej. A, i wybacz, że nie 'skleję' Ci tutaj takiego długiego komentarza, jak czytelniczki powyżej, bo muszę spadać do lekcji, EHH. Czekam tylko na FERIE ;]

    Pzdr :3 + zapraszam Cię do mnie na opowiadanie o skoczkach, głównie Austriacy, lecz nie tylko... Jeśli Cię zainteresuje-zostaw komentarz.;*
    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten Andreas naprawdę jest taki kochany, albo to tylko maska, którą masz zamiar zerwać z jego prześlicznej twarzyczki? Jeśli tak, to ja bardzo proszę, żebyś tego nie robiła. Tak bardzo kocham tego Twojego Wellingera i chciałabym tkwić w tej głupiej nadziei, że gdzieś tam sobie ktoś taki jak on egzystuje :*
    No bo Karl też na początku podbił moje serducho, też myślałam, że to taki ideał, a teraz?
    No właśnie.
    Gdzie on teraz jest? Ma zamiar wrócić albo już na stałe zamieszkał z mamuśką? Niech no ja go tylko w swoje łapy dorwę!
    A tak kończąc już to gadanie o facetach...
    List od babci.
    Jeju... piękne słowa! :(
    Nie wiem czy dalsze pisanie tego komentarza ma jakiś sens, bo ja nigdy nie byłam w tym najlepsza, a i tym razem wyszło jak wyszło :D
    Wiedz po prostu, że jesteś genialna :*
    I że czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko.. cudowny rozdział *.* Już nie mogę się doczekać następnego. Życzę weny i pozdrawiam :*

    Zapraszam do siebie
    http://born--to--fly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowity rozdział !
    Zastanawia mnie jedno... gdzie jest teraz Karl ?
    czekam na kolejny i zapraszam
    pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. nie no, ja serio kupię tą armatę i zastrzelę bloggera.
    albo dobra, dam mu ostatnią szansę.

    Skarbeczku mój najdroższy, nawet nie myśl takich głupot, że mi się to cudo mogło nie spodobać.

    ja jestem absolutną fanką tego opowiadania i w ogólę tego wszystkiego,co tworzysz.

    Tak mnie cholernie ta scena na cmentarzu wzruszyła.
    Ten Wellinger, jako najcudowniejszy przyjaciel na świecie.
    Skarb.

    Amcia nie miała łatwego życia i to wiedziałam od dawna, ale ten list od babci i tak mnie wzruszył.
    Bądź co bądź, kobieta okazała jej miłość.
    Może trochę za późno, no ale widocznie tak musiało być.

    Także oficjalnie kocham tego Wellingera (jakbym innego nie kochała, pfff)
    i niech Karl wraca, bo jego też chcę kochać.

    Buziol, Łobuzie <333

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie to jest piękne!
    Jestem mega, mega zakochana w Andreasie. Jest taki opiekuńczy, słodki i przy tym nie pyta bez potrzeby. I jest. Tak po prostu.
    A Karl? Ach Karl... Gdzie ty jesteś do cholery?! Wracaj albo Amanda na zawsze cię oleje. Bo ile można siedzieć u mamusi?!
    A ten list... Fantastyczny! Wzruszający i piękny.

    OdpowiedzUsuń
  11. #TeamKarl pozdrawia ;33
    Dobrze, Amanda wreszcie wygrywa z przeszłością, otwiera się na nowe i nieznane, dobrze, że ktoś jej w tym pomaga. Źle, że tym kimś nie jest Karl, bo to trochę potem może stworzyć awkward sytuację, gdy Karl wróci do akcji i zobaczy, że coś się zmieniło. Bo się zmieniło i to wiele.
    <3333

    OdpowiedzUsuń
  12. Po pierwsze czemu tak krótko? ;(
    No dobra już nie marudze ;)
    Andreas... cudowny :) Ciesze się, że Amanda zaczyna układać sobie przeszłość... no i tak siła... niesamowita... zdecydowanie jego obecność wpływa na nią pozytywnie :) Coś niespotykanego i niesamowitego..
    Trochę się obawiam co będzie dalej.. jak rozwiąże się ta cała sytuacja i co z Karlem...
    Czekam niecierpliwie na nowości :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobra. Nie chcę, ale muszę to przyznać. Podoba mi się przyjaźń, jaką obdarował dziewczynę Andreas. Ta scena na cmentarzu... To było coś pięknego. Chłopak jest dla niej wsparciem. Faktycznie nie naciska niepotrzebnie, ale jest. I to jest cudowne. Taki przyjaciel to prawdziwy skarb. Tylko, że wiesz? Boję się znowu, że to przerodzi się w coś więcej. Ale to ja, ja wszędzie doszukuję się drogiego dna, więc tym się nie przejmuj ^^
    Szkoda, że tak króciutko.
    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń