czwartek, 26 września 2013

Dwójka.

Wokół szalał sztorm.
Niemal czarne niebo z dużą częstotliwością rozjaśniały błyskawice.
Amanda obserwowała nieokiełznany żywioł z kajuty.
Grad rytmicznie uderzał o szybę, ale nie wzbudzało to w dziewczynie strachu.
Nie musiała się bać, była przecież bezpieczna.
Czuła się tak pewnie, że opuściła ciasne pomieszczenie i stanęła przy burcie.
Wiatr rozpoczął zabawę z jej włosami.
Grad uderzał w nią z każdej strony.
Piorun huknął tuż nad jej głową.
Ale ona była spokojna.
Dopóki znajdowała się na statku nie czuła się zagrożona.
Nie przewidziała jednak nadejścia ogromnej fali, która zalała pokład i ścięła ją z nóg.
Próba podniesienia się sprawiła, że wpadła do lodowatej wody.
Jej statek zaczął się oddalać.
Sama nie miała siły, by utrzymać się na powierzchni.
Tafla wody zamknęła się nad nią i zaczęła opadać na dno...

Wybudzenie się z koszmaru miało być ukojeniem.
Ale nie było.
Bo czuła chłód z prawej strony. A stamtąd powinno bić ciepło. Ciepło Karla.
Znajome i potrzebne.
Gdy otworzyła oczy, przekonała się jak bardzo brutalna potrafi być rzeczywistość.
Bo nie było go nawet w pokoju.
A ona nie była przyzwyczajona do takich sytuacji.
Bo to ona zawsze wstawała pierwsza.
Bo zawsze celebrowali sobotnie poranki.
Nie chciała budzić się samotnie.
Wstała, rzucając tęskne spojrzenie w stronę łóżka.
Ale bardziej niż łóżka potrzebowała Karla.
Znalazła go w kuchni, opartego o okienny parapet.
Już miała podejść i wtulić się w jego wygięte w łuk plecy, by nabrać sił na rozpoczynający się dzień.
Nie pragnęła niczego innego.
Ale jedno słowo zatrzymało ją w pół kroku.
To najbardziej znienawidzone ze wszystkich słów.
Wypowiedziane przez Karla do telefonu.
Wyjaśniające czemu był na nogach o tak nieludzkiej godzinie.
Mamo.
Chyba wiedźmo.
Krew w żyłach Amandy z pewnością przekroczyła dozwoloną prędkość.
Całe opanowanie, którego uczył ją Karl, poszło się jebać.
Przebiegła przedpokój i wpadła do łazienki.
Wykorzystując całą siłę swoich drobnych rąk, trzasnęła drzwiami.
Pośpieszne kroki Karla mieszały się z dźwiękiem rozstrzaskującej się szyby.
Kilka odłamków prysnęło w jej stronę, kalecząc jej skórę, ale była zbyt wściekła, by zwrócić na to uwagę.
- Mamo, muszę kończyć, mamy mały przeciąg. - słowa chłopaka spowodowały u niej wybuch histerycznego śmiechu.
Cóż, przecież zdaniem jego matki, tym właśnie była.
Wariatką.
Szmatą.
Nic nieznaczącym zerem.
Nie zorientowała się kiedy Karl znalazł się przy niej. Sięgnął po jej krwawiącą dłoń, ale mu ją wyrwała.
Wcale nie chciała się uspokajać.
Chciała, żeby jego matka w końcu przestała mieć na niego wpływ.
Ale nie była głupia.
Wiedziała, że to nierealne marzenie.
Ułamek sekundy później na policzku Geigera powstał czerwony ślad po solidnym uderzeniu.
Ta bezsilność ją wykańczała. Nie miała siły walczyć. Ani udawać.
A on był spokojny.
Jak zawsze.
Przyglądał się jej w milczeniu, po czym niezdarnie i ostrożnie, ale z ogromem czułości, otoczył ją ramionami.
I czekał.
Bo czas rozwiązywał ich kłótnie.
On nie był gotowy na konfrontację.
Ale za to był cierpliwy.
Kochał ją.
Mimo jej wad. Tak wielu wad. Może nawet zbyt wielu wad.
Ale kocha się człowieka, a nie nieistniejący ideał.
A człowiek ma wady.
W końcu oparła głowę o jego tors.
Trwali tak w milczeniu, świadomi, że słowa nie są potrzebne.
Bo słowa mogłyby wywołać kolejny pożar.
I straż mogłaby nie dotrzeć na czas.

W milczeniu opatrywał jej rany, wysłuchując masy przekleństw z jej ust.
Uśmiechał się pod nosem, bo taką właśnie ją poznał.
Jej ostry, wulgarny język był jej nieodłączną częścią.
Reliktem jej przeszłości. Takim, który mógł zaakceptować.

- Przepraszam. - dotknęła palcami jego policzka, uśmiechając się łagodnie.
W odpowiedzi pocałował jej dłoń.
Nie usprawiedliwiał jej zachowania, próbował ją zrozumieć.
Taka była.
Taką ją kochał.
Pełną sprzeczności.
Nieobliczalną.
Bo nie udawała, nie kłamała, była sobą.
Jego Amandą.
Jego iskierką.
Jego gwiazdką zdjętą z nocnego nieba.
Była dla niego wszystkim.

Odsunęła się od niego i zniknęła w sypialni.
Zmiótł szkło i wyciągnął pozostałości szyby z drzwi.
Wyrzucał to wszystko do śmieci, gdy stanęła za nim.
- Idę na zakupy.
Skinął głową, ale się nie odwrócił.
Pocałowała go w kark z lekkim westchnięniem.
A potem trzasnęły drzwi.


Stał na chodniku z dwoma walizkami i torbą przewieszoną przez ramię.
Nikt nie prosił go o autograf.
Nikt nie chciał z nim zdjęcia.
Nikt nie piszczał na jego widok.
Ludzie mijali go, niektórzy rzucali na niego okiem, inni całkiem go ignorowali.
Jego raj miał od dzisiaj nazwę.
Monachium.
To już nie zapadła dziura, gdzie wszyscy znają jego i całą rodzinkę.
To miasto, w którym każdy żyje własnym życiem.
Tego właśnie chciał.
Chyba naprawdę był w czepku urodzony.
Sięgnął po telefon, w którym miał zapisany adres.
Rosenstrasse 17/9
I gdzie to niby jest? W lewo? W prawo?
Tak, z jego orientacją w terenie było zdecydowanie źle.
- Przepraszam... - zwrócił na siebie uwagę przechodzącej dziewczyny.
Uśmiechnęła się na jego widok.
- Jesteś już? No to idziemy. - powiedziała i ruszyła dalej.
Stał w miejscu jak wmurowany.
Po dwóch krokach odwróciła się w jego stronę i pokręciła głową. Przemierzyła ponownie dzielącą ich odległość i wyciągnęła do niego rękę.
- Amanda. - rzuciła, a gdy nadal wpatrywał się w nią cielęcymi oczami, dodała: - Dziewczyna Karla.
Ta informacja przywróciła mu zdolność myślenia. Uścisnął jej dłoń, bez słowa, przecież wie kim jest.
Wyciągnęła rączkę z jednej walizki i zaczęła ciągnąć ją za sobą.
Chwycił szybko drugą i podążył za nią.
- Dałbym sobie radę. - stwierdził. - Serio.
- Nie wątpię. - zatrzymała się pod jedną z pomalowanych na ciemnobrązowo klatek.
Obserwował jak wbija jakieś cyfry, po czym usłyszał charakterystyczny dźwięk i uprzedził jej rękę sięgającą do klamki.
Pociągnął drzwi do siebie i poczekał aż wejdzie.
Spotkali się ponownie przy windzie, której oczywiście jeszcze nie było.
W końcu jakiś dziwny gong oznajmił, że mogą wsiadać.
Tym razem była szybsza i sama sobie otworzyła. Wszedł za nią, zauważył, że wcisnęła czwórkę.
Nie miał pojęcia o czym z nią rozmawiać, więc milczał.
Nie tak wyobrażał sobie dziewczynę Karla.
Zdecydowanie nie tak.

6 komentarzy:

  1. och kochana.
    Wiesz co ja teraz robię?
    wiesz co?
    uśmiecham się, a raczej szczerzę się, szczerzę się do samej siebie i komputera spod dwóch kocy, pod którymi się zakopałam.
    jak ja Cię, kurna, kocham.
    I ... normalnie po prostu nie wiem co napisać.
    No nie wiem. mam kompletną pustkę w głowie, i kompletnie nie wiem co mogłabym Ci tu napisać, zwłaszcza, że to powinno być coś mądrego, ale ja nie umiem pisać mądrych rzeczy.
    Bo wiesz dobrze, że zaraz bym tu wplotła jakąś metaforę o maśle, no i ... :P
    Także powiem tyle:
    Końcówka mnie oczarowała szczególnie, Welli jest cud miód i orzeszki (ale jakże by inaczej, skoro to Welli), a ja się z nim i jego orientacją w terenie identyfikuję w stu procentach.
    I jeszcze nie miałabym nic przeciwko,gdybym czasem znalazła go samotnego na chodniku przed moim domem. Nic a nic ;D
    a właśnie, znalazłaś tego Darcy'ego pod łóżkiem czy w szafie? ^^
    pewnie tak, ale nic nie mowisz, bo nie chcesz sie dzielić, prawda?
    No ok, i właśnie zaczynam pieprzyć. Bardzo w moim stylu.
    Tak więc dodam jeszcze, że naprawdę jest mi coraz bardziej żal Karla, ale nie uprzedzajmy wydarzeń, trzymajmy się faktów.
    Muszę Cię bardzo szybko namówić do napisania kolejnego, póki jeszcze jesteś chora i masz czas na takie rzeczy :D
    I wiesz, że Cię kocham. Powtarzam to cały czas :)
    I naprawdę nie wiem jak to jest, że nawet jak nie wiem co napisać to i tak wychodzą mi komentarze długości Muru Chińskiego. Jestem jakaś beznadziejna.
    No nic,
    Czekam na więcej <333

    OdpowiedzUsuń
  2. NARESZCIE KOCHANA :d
    Cieszę się bardzo , że znalazłaś wolną chwilę i coś wrzuciłaś.
    Kocham twój styl, twój język, twoje jedyne i niepowtarzalne poczucie humoru. I w ogóle czego twojego ja nie lubię???
    Karl ją kocha i jakoś to wszystko znosi. Ale widać , że Amanda ma za sobą dość depresyjną przeszłość i o ile w poprzedniej części była gorąca miłość i wszystko zdawało się idealne to tutaj rosną porządne schody.
    No ale jak wiemy Karl to anioł i wszystko znosi.
    OOO, chyba , że właśnie pojawiło się to jedno, jedyne czego nie zniesie.
    A się pojawiło właśnie <3
    I Karl będzie chyba smutny, ale nie wyprzedzam faktów...
    Dobra, buziaki i dużo weny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ja juz mówiłam jak bardzo kocham to opowiadanie? Nie ? To teraz to mówię KOCHAM TWOJE OPOWIADANIE !!! :D Rozdział świetny. Jestem bardzo ciekawa co przyniesie przyjazd jak mniemam Wellingera :) I tutaj sprawdza sie powiedzenie, że Miłość wszystko przezwycięży nawet mamę chołaka, która jest przeciwna wszystkiemu.
    Pozdrawiam i życzę DUŻO weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. no czeeeść Andreas ;)
    On chyba namiesza, prawda?
    Omg, zawsze wyobrażałam sobie Karla jako cierpliwego i spokojnego człowieka. On na pewno taki jest, mogę sobie dać rękę uciąć :D
    Ale co jeśi spokój Karla zaburzy Wellinger?
    Ojej, serio, nie wiem, co piszę.
    w każdym bądź razie, jest genianie i będzie jeszcze genialniej, a mi coś się stało i z trudem wciska mi się "l" :(
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Osłodziłaś mi Skarbie dzień, wiesz? <3
    No i osłodziłaś mi wizerunek Karla( o ile jeszcze bardziej się da).
    Jest taki bezwarunkowy. Kocha bez względu na wszystko. Opiekuje się. Akceptuje.
    Takiego to ze świecą szukać.
    A Welli? Mam nadzieje, że nie zakocha się w Amandzie. No po prostu nie może.
    On mi tu przypomina takie trochę zagubione dziecko. No cud i miód.
    Tylko wyściskać.
    A wiesz na co ja czekam?
    Na mojego Wankusia i jego jakże cudowną dziewczynę :D
    Kij z tym, że to nie jest opowiadanie o tym wielkoludzie.
    Kocham i całuję <333

    OdpowiedzUsuń
  6. I dwójeczka. Kurczę, jeszcze bardziej zakochuję się w tej twojej parce. Amanda i Karl stanowią wspaniałe zestawienie, wspólnie się uzupełniają i sprawiają, że uśmiech sam pojawia się na moich ustach. Bo owszem, kłócą się, ale kłótnie zdarzają się w każdym związku. Ich jest inny. Oni potrafią się pogodzić i zatroszczyć się o siebie nawzajem.
    Co prawda nie rozumiem tej nienawiści, którą odczuwa bohaterka do matki Karla. Nie, tego jeszcze nie mogę pojąć, ale kiedyś to wyjdzie.
    Natomiast tutaj skupiłam się na końcówkę. Na prawdę fajnie przedstawiłaś Andreasa. Tylko, że coś mi podpowiada, że on może jeszcze co nieco namieszać.
    Lecę dalej.

    OdpowiedzUsuń